30.08.2007, 08:32
Wywiad ukazał się we wrzeniowym wydaniu niemieckiej edycji "Gitara i Bas". Nie wiem czy w polskiej też będzie/jest. Jeli tak, to niepotrzebnie tłumaczyłem.
Tłumaczenia z niemieckiego na angielski dokonał Daniel (a.k.a. Cullercoats). Przesłał mi tłumaczenie mailem. Poniżej przedstawiam moje tłumaczenie na polski.
Wywiad według mnie bardzo ciekawy - bo inny od tych, które znamy.
MARK KNOPFLER KOSZMAR NAUCZYCIELA GITARY
Trzeba to przyznać jego albumy z każdym kolejnym, stajš się dłuższe, bardziej melancholijne i spokojniejsze. Podobnie jest z tym najnowszym KTGC urzekajšcym zbiorem 12 utworów. Ale jednoczenie, zaskakujšco ten 50-kilku letni artysta jest nastawiony do życia bardziej przygodowo niż kiedykolwiek wczeniej. ciga się zabytkowymi samochodami, interesuje się historiš i politykš, kolekcjonuje bezcenne zabytkowe gitary, projektuje nowe modele gitar sygnowane własnym nazwiskiem, jest zaangażowany w wiele projektów charytatywnych. I wcišż gra na gitarze lepiej niż przytłaczajšca większoć ludzkoci. To wystarczajšce powody by powięcić mu troszkę uwagi.
Miejscem naszego spotkania jest to, niezmienne od lat kawiarnia Bluebird w londyńskim Chelsea wištynia dla smakoszy z wyższej klasy społecznej. Pora tradycyjnej herbaty angielskiej, champagne brunch, ale także bogaty wybór bio-żywnoci i smakołyków z całego wiata. To wszystko nie interesuje jednak Marka Knopflera, który miejsce to uważa po prostu za bardzo dogodny punkt spotkań, gdyż jak mówi mieszka tuż za rogiem. Ten fakt jednak nie przeszkadza mu by spónić się pół godziny co powoduje nerwowe podniecenie u grupki osób z wytwórni płytowej. Przecież wiecie ile czasu zajmuje mi ułożenie fryzury co rano mieje się krzepki Szkot wchodzšc do lokalu potrzšsajšc swymi rzadkimi siwymi włosami i spoglšdajšc na siebie w lustrze poprzez ciemne okulary. Ojciec dorosłej już prawie rodziny, ubierajšcy niebieskie dżinsy, T-shirt i koszulę, bez brzucha, o lekko okršgłej twarzy i reakcjach pluszowego misia. Mówi powoli, uważnie, czasem z długimi , minutowymi przerwami i zastanowieniem, rzuca żartami podpartymi miechem. Jednym słowem: ekscentryk, ale taki, którego trzeba lubić, gdyż jest bardzo otwarty, szczery i zupełnie normalny. Nie sprawia wrażenia gwiazdy rocka, która sprzedała 118 mln płyt, i którš uważa się za gitarowego boga już od końca lat 70tych, lecz dobrego wujka, za którego trochę pišcym obliczem kryje się wiele niesamowitych historii do odkrycia. I włanie takich nam dostarczył, popijajšc 4 kubki czarnej kawy. niadanie starszego pana mało węgla , dużo kofeiny mieje się.
G&B: Mark, na poprzednich albumach zabrałe nas do Philadelphii, Northumberland, Nashville, Shangri-La. Gdzie nas zabierzesz tym razem?
MK: W przeszłoć, do pónych lat 50tych i wczesnych 60tych. Wspaniałe i niesamowicie ekscytujšce czasy. Eksplozja rock and rolla i inwazja nastolatków. Po raz pierwszy młodzi ludzie mogli pracować i zarabiać własne pienišdze. To doprowadziło do nowej subkultury i przygotowało drogę dla takich grup jak The Beatles i innych zespołów big-beatowych, które były bezporedniš reakcjš na tzw boom brytyjskiego skiffleu brzmienia nowej generacji, która szukała sposobów by wyrazić siebie. To wydarzyło się w mojej młodoci.
G&B: A więc album o starych dobrych czasach?
MK: Dokładnie. To album o Wielkiej Brytanii. W tym kraju na każdym kroku historia przemawia do nas. Duchy przeszłoci wcišż kršżš wokół nas.
G&B: Duchy Imperium Brytyjskiego?
MK: Po częci na pewno tak. Jeli Cię to interesuje to siłš rzeczy znajduje się to także w Twojej twórczoci. Ale mnie szczególnie interesuje historia, która powišzana jest z teraniejszociš. Uwielbiam tworzyć połšczenia między wczoraj a dzisiaj.
G&B: Dlatego, że konflikty, które powstajš dzisiaj majš historyczne podłoże?
MK: Dokładnie. I to włanie uwiadamia nam, że pomimo tego, że czasy się zmieniajš, ludzie prawie wcale. A już na pewno nie politycy.
G&B: Co sšdzisz o Gordonie Brownie? Jakby nie patrzeć to pierwszy szkocki premier w historii.
MK: Mylę, że widać jakie znaki, że nowy rzšd bardziej respektuje opinię publicznš i nie ucieka od tematów kontrowersyjnych. Mam nadzieje, że podejmie kroki aby wycofać nasze wojska z Iraku, już samo to miało by ogromne znaczenie. Ale kim ja jestem by to komentować?
G&B: A jak żyje się w Londynie, w tym cišgłym strachu przed terrorem?
MK: Nie mam żadnych obaw, nawet najmniejszych. Życie w Londynie będzie trwać wiecznie. Miasto w swej historii przetrwało już plagi, pożary, bombardowania, IRA. Żadnych problemów. Londyn po prostu wzruszy ramionami i pójdzie dalej. Nikt nie jest w stanie powstrzymać tego miasta.
G&B: Na KTGC opisujesz jak trudnym było dla młodej osoby w tych czasach zrobienie kariery muzyka. To było co w rodzaju socjalnego faux pas?
MK: Zdecydowanie. Wtedy to odbierano jako prawdziwy skandal. Tak z resztš było przez całe wieki. To z resztš dotyczyło wszystkich aspektów sztuki: malarstwa, pisarstwa, komponowania. Aby odnieć sukces trzeba było się czuć naprawdę nawiedzonym. Aby to robić nie wystarczyło mieć tylko możliwoć by to robić. Tam musiała być prawdziwa pasja. U mnie jest tak samo. Wcišż mam ogromnš nieodpartš chęć by pisać piosenki, o wiele większš niż cokolwiek innego w życiu
G&B: Jak zareagowali rodzice, kiedy zrezygnowałe z pracy w renomowanej i znanej gazecie?
MK: Wciekali się. (miech). Dlatego napisałem ten utwór Let It All Go. Opowiada o starym malarzu i młodym człowieku, który bardzo chce ić w jego lady. Stary malarz mówi: zapomnij o tym. Znajd sobie normalne zajęcie, takie z pensjš. Albo id do armii, zrób co sensownego z życiem. Ale młody nie odpuszcza, aż pewnego dnia malarz mówi: OK., jeli naprawdę chcesz to robić i nic cię nie powstrzyma rób to, ale cała reszta niech odejdzie (Let It All Go). Tak było również ze mnš chciałem pisać piosenki i opowiadać historie.
G&B: Czy jeste nostalgiczny? Czy to Twój sposób na radzenie sobie z przeszłociš?
MK: Tu raczej chodzi o to, że piosenka powinna mieć w sobie co, co jako autor mogę odnieć do własnego życia, do siebie. A więc zgłębiam temat czego co w jakim stopniu dotyczy mnie, interesuje mnie. Nie zawsze przychodzi mi to łatwo, ale to taka moja reakcja na co co mnie przeladuje. Zmagam się z moimi mylami, wspomnieniami i układam je w piosence. Nie zawsze to wychodzi. Wiele rzeczy, które piszę, trafia póniej do kosza. Pewnie zdołałem wypełnić już cały kontener fatalnymi tekstami przez całe moje życie (miech). A nad tym albumem pracuję już ładnš chwilę. Co jaki czas musiałem odkładać pracę ze względu na inne projekty.
G&B: Takie jak All The Roadrunning, album z Emmylou Harris?
MK: To była wspaniała zabawa! Tak z resztš jak i trasa koncertowa. wietnie się wtedy bawilimy, a na trasę pojechalimy głównie z tego powodu, że tak dużo frajdy mielimy nagrywajšc album. Na scenie to okazało się jeszcze większš radociš. Bardzo się cieszę, że album odniósł sukces. Nie spodziewałem się, że tak wielu ludzi go zrozumie. Bo wyglšda na to, że tak się stało.
G&B: Czy to oznacza, że istnieje szansa na częć drugš?
MK: Mój Boże, mam takš nadzieję! Nagrywanie płyty z Emmy jest takie proste, to czysta przyjemnoć. Ona jest tak skoncentrowana, to jest wręcz odurzajšce, bardzo mi się to podobało.
G&B: Żyjemy w epoce wielkich powrotów. Nawet ludzie, którzy twierdzili, że to nigdy nie nastšpi, nie oparli się pokusie, np. Genesis, The Police, The Who A jak będzie z Dire Straits?
MK: Dla mnie taki powrót miałby sens tylko w przypadku jakiego występu charytatywnego. A to wymaga długiego okresu dokładnego planowania, co najmniej roku przygotowań. Chciałbym to zrobić jednego dnia, ale nie dla innego powodu niż by pomóc jako innym.
G&B: Czy dlatego, że nie musisz już dbać o pienišdze tak jak Genesis czy The Police?
MK: Nie wiem jakie sš ich motywy. Ja na pewno miałbym z tego radoć. I to jest jedyny uzasadniony powód.
G&B: Czy ty właciwie zdajesz sobie sprawę, że mija włanie 30 lat od kiedy założyłe Dire Straits?
MK: Naprawdę? Hmm kiedy robi się co, co się lubi, czas leci jak zwariowany. Cóż mogę powiedzieć. To był wspaniały okres. Osišgnęlimy tak wiele. John jest nadal moim najlepszym przyjacielem. Nawet jestemy sšsiadami na południu Anglii. Widujemy się przez to doć często i ja bardzo doceniam jego przyjań. Tak przy okazji, on działa teraz w moim studio i nagrywa album z przyjacielem z Irlandii. Chce mu troszkę dopomóc w starcie kariery. A więc reasumujšc to był fantastyczny okres, ale przez ostatnie 10 lat piszę coraz więcej piosenek na przeróżne instrumenty. Teraz potrzebne mi sš smyczki, dęciaki, banjo i diabeł wie co jeszcze. Ale przede wszystkim skrzypce.
G&B: Czyli po prostu wyrosłe już z kontekstu zespołu rockowego?
MK: Tak. Czasami potrzebuję prostej grupy big-beatowej, czasem zespołu folkowego. Czasem fletów, innych dęciaków, czasem kwartetu smyczkowego, różnie. To wszystko zależy od tego jakš piosenkę wymyliłem. Lubię tę wolnoć. Lubię nieustannie ić do przodu. Dwiganie na plecach bagażu jakim jest duża nazwa jest doć denerwujšce, jak sšdzę. Tyle jest tam balastu, że się nim dławisz.
G&B: Kiedy dzi słuchasz pierwszej płyty DS, co o niej sšdzisz?
MK: Nie robię tego. Nie potrafię. Nigdy nie słucham niczego po tym jak już jest zakończone. Ale jeden z moich synów gra w zespole, który specjalizuje się w coverach i oni grajš Sultans Of Swing. On ma 19 lat i naprawdę wietnie im idzie. Patrzšc na nich widać jakš frajdę im to sprawia. Grajš Sultans, Sunshine Of Your Love i tym podobne z dużš dawkš energii. O wiele bardziej podoba mi się ich wersja niż moja własna (miech). W dzisiejszych czasach jest wiele zespołów, które czerpiš inspirację z tamtego okresu, więc ja nie muszę już tego robić (miech).
G&B: A czy znasz covery, które kršżš obecnie? System Of The Down grajšcy SOS i The Killers grajšcy R&J?
MK: Nie wiedziałem o tym pierwszym zespole, który wspomniałe ale słyszałem o The Killers. Mylę, że to zabawne. To tak jakby usłyszał o jakim zespole z Finlandii, który to gra. W większoci przypadków okazuje się, że moi chłopacy sš dużymi fanami tych zespołów.
G&B: Czyli to synowie sprawiajš, że czujesz się wcišż muzycznie młody?
MK: To muzyka czyni nas wcišż młodymi. Muzyka to najbardziej efektywny sposób na to by pozostać młodym. Granie muzyki samemu i wykonywanie jej na tournee to istotna częć tego procesu. To dlatego m. in. nie chowam się w studio przez cały czas, lecz od czasu do czasu gram dla ludzi. Nigdy się tego nie bałem. Zawsze uwielbiałem wyjć na scenę i zagrać dla publicznoci.
G&B: Ale już nie jedzisz na te monstrualne trasy jak za czasów DS. Czy to dlatego, że dwa lata w trasie to jednak za dużo?
MK: To zależy czego się chce. Jeli dopiero zaczynasz karierę i chcesz ustanowić swojš pozycję w muzyce, to jest jedyny sposób. Oczywicie tylko w przypadku jeli to jest to, czego chcesz. Wtedy trzeba podnieć piłkę i biec co sił. Niestety nie zawsze chce się ić w tym samym kierunku. Czasem zwolnienie i trzewe spojrzenie na sprawę jest konieczne.
G&B: Czego słucha prywatnie Mark Knopfler?
MK: Ostatnio głównie folku. Ponieważ kiedy przychodzi się póno do domu, majšc ochotę na dobrš kolację, z reguły nie mam ochoty na skakanie by co chwilę zmienić muzykę, więc z reguły ustawiam co, co nie wpędzi mnie w stres kiedy jestem w kuchni (miech), co co nie sprawi, że potnę sobie palce. A tym czym ostatnio jest najczęciej folk. Ale to może się zmienić w każdym momencie. Obecnie jednak jest to angielski folk. Głównie dlatego, że sam się tym zajmuję, a poza tym dlatego, że wietnie pasuje do steków i wina (miech).
G&B: Zatem duch Lonniego Donnegana cišgle jest obecny?
MK: Tak, Lonnie zawsze jest ze mnš. Tak jak celtyckie melodie, ale także boogie, blues no i oczywicie Hank Marvin. To duchy które towarzyszš mi nieustannie.
G&B: Mark, dlaczego zabrakło Cię wród wykonawców Live Earth?
MK: To nie wyszło z jakiego niewyjanialnego powodu.
G&B: bo przecież grywałe już na różnego rodzaju festiwalach rockowych na przestrzeni lat.
MK: Tak, i cišglę to robię. Darfur np. Jestem bardzo dumny kiedy mogę pomóc, choć zdecydowanie nie jestem typem który lubi wielkie imprezy. Wolę zagrać zwyczajny koncert. I kiedy gram np. w Royal Albert Hall przez kilka wieczorów, każdy wieczór może być na rzecz innej organizacji charytatywnej. Wolę mniejsze koncerty, bardziej intymne. Nie lubię imprez, które zawierajš w sobie słowo festiwal, jak Festiwal Sera, albo Festiwal Gitary np. To nie moja para kaloszy. To znaczy ja uwielbiam ser, gitary i motory ale nie chcę brać udziału w Festiwalu Sera, Gitar czy Motorów. Wolę co mniejszego, np. o wiele chętniej pójdę na degustację wina niż na festiwal wina. Takie mam kryteria wyboru.
G&B: To brzmi trochę jak urażona duma. A czy te duże koncerty co w ogóle dajš?
MK: Pomimo wszystkiego co przed chwilš powiedziałem, mylę, że tak. Jako dziecko chodziłem na wszystkie festiwale, wtedy wydawało mi się, że to bardzo ważne socjalno-kulturalne wydarzenia. To chyba zależy od wieku. Dzisiaj nadal twierdzę, że duże imprezy majš sens i przynoszš wiele dobrego. To tylko moja prywatna decyzja by nie brać już w nich udziału.
G&B: Ale za to nagrałe nowš wersję BIA w hołdzie weteranom wojny o Falklandy. Mówi się o bardzo wysokim procencie samobójstw wród tej grupy.
MK: To prawda, skala samobójstw wród tych weteranów znów mocno powiększyła się. Mało kto wie, że ponad 750 żołnierzy z tamtej wojny odebrało sobie życie, po obu stronach Argentyny i Anglii. To naprawdę szokujšca liczba osób. Przypomina to skalę I Wojny wiatowej, kiedy ludzie przeżywali horrory w okopach i już nigdy nie potrafili poukładać sobie życia dalej. Historia uczy, że nie przywišzuje się należytej wagi do weteranów. To tylko kolejny przykład, że niewiele nauczylimy się z przeszłoci.
G&B: Ponieważ wielu mylało w sposób, że to niewielka wojna, w której niewiele się działo
MK: A w rezultacie setki ludzi zginęły. A większoć z nich popełniła samobójstwo. To szokujšce. Poza tym ta wojna to nie był tylko konflikt o kilka owiec. To była wojna o niepodległoć. To ważne sprawy. Chodzi o to, że politycy zaczynajš wojny za pomocš zwykłych ludzi, którzy muszš walczyć. A więc jeli wysyłamy ludzi by to robili, ważne jest by po ich powrocie zadbać o ich zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne. To wydaje się takie proste. Dlatego nagrałem ponownie BIA w Abeby Road Studios w jednym podejciu. Można cišgnšć je z iTunes i cały zysk idzie na konto Stowarzyszenia Weteranów Południowoatlantyckich. Odkryto, że wysyłanie byłych żołnierzy z powrotem na Falklandy bardzo pomaga. To ponoć czysta terapia. W jaki sposób ich to leczy, kiedy mogš powrócić na pole bitwy.
G&B: Ostatnio kto zapłacił 35000 funtów na aukcji charytatywnej za lekcję gry na gitarze z Tobš. Czy to nie jest dobry powód by zajšł się uczeniem na stałe?
MK: (miech) No cóż, w takich okolicznociach, jak najbardziej! Nic innego bym nie robił poza udzielaniem lekcji. Ale to była jednorazowa sprawa z okazji szczytnego celu i jaki dziwak faktycznie zapłacił tyle pieniędzy na ten cel. To oczywicie bardzo hojny gest i na pewno pomoże w ważnej sprawie, tyle że ja musze teraz jako zagrać jako nauczyciel. Jako nie mogę zrozumieć jak kto może chcieć lekcję gitary włanie ode mnie ze wszystkich ludzi na ziemi. Jestem koszmarem nauczyciela gitary. Jestem zmorš z szecioma strunami (miech).
G&B: A co zamierzasz zrobić z tym gociem, który prawdopodobnie jest Twoim ogromnym fanem?
MK: Jako sobie poradzę. Jest kilka rzeczy, które mogę pokazać gitarzycie- amatorowi, albo poczštkujšcemu. Mogę im pokazać jak zorganizować sobie warsztat ale niewiele więcej.
G&B: A co jeli pojawi się prawdziwy as gitarowy?
MK: Wtedy będę miał problem (miech) Pewnie zadzwonię wtedy do Erica [Claptona].. (miech)
G&B: A słyszałe, że Bill Wyman otworzył niedawno szkołę dla basistów?
MK: Naprawdę? To wietny pomysł. Może powinienem się zapisać! Bardzo lubię grać na basie. Zabawne, ale to włanie robiłem nagrywajšc nowy album. Niestety nic z tego nie zostało utrwalone, to było tylko dla frajdy. Mielimy z Guyem zażartš walkę o to kto z nas jest lepszym basistš. Ale koniec końców, Glenn Worf przyjechał do studio, posłuchał naszych wypocin, umiał się, po czym nagrał wszystko jeszcze raz . Ale hańba! (miech)
G&B: Bill Wyman życzy sobie 8000$ za weekend.
MK: Ouch
G&B: Ale dostajesz na końcu koszulkę i pamištkowe zdjęcie.
MK: No cóż, chociaż to! (miech)
G&B: Wydajesz dużo pieniędzy na stare gitary. Jak się ma najstarszy Fender Stratocaster, którego zbudowano?
MK: Trzymam go w piwnicy razem z ok. 70 innymi gitarami. Większoć z nich to Fendery, jakie 80%, jak sšdzę. To dlatego, że uwielbiam to czyste brzmienie, to klasyczne Marvinowskie brzmienie. Ten pierwszy stratocaster, którego lubię nazywać Jurrasic strat pochodzi z 1954r. Jest rówienikiem mojego Austina Healeya, wspaniała gitara, najlepsza i najpiękniejsza z tych, które posiadam. To był prezent od mego przyjaciela Paula Kennerly, wspaniały człowiek, niesamowicie hojny. Podarował mi jš kilka lat temu, pewnie teraz bardzo tego żałuje. Ten instrument jest tak cenny, że mógłby za niego kupić mały dom w Londynie. Niesamowite, prawda? (miech).
G&B: Mark, kiedy zobaczymy Cię znów na tournee?
MK: Wiosnš i latem 2008. Najpierw będš koncerty w salach, póniej kilka na wolnym powietrzu.
G&B: Ta sama ekipa co zwykle?
MK: Tak, ci sami podejrzani. Chociaż będzie kilka nowych twarzy. Poprosiłem wspaniałego szkockiego muzyka Johna McCuskera by do nas dołšczył. Zgodził się od razu i jak sšdzę będzie z nami na całej trasie. Fantastycznie gra na skrzypcach i na cytrze, prawdziwy multi-instrumentalista, który ma w rękawie niejeden atut. Będzie przednia zabawa. Być może będš inne małe zmiany, kto wie? Ale poza tym będzie to ta sama załoga chłopaki i ja. Wszyscy bardzo to lubimy. Dopóki tak będzie nie widzę powodu, dla którego mielibymy przestać. Chyba musielibymy zwariować (miech).
Tłumaczenia z niemieckiego na angielski dokonał Daniel (a.k.a. Cullercoats). Przesłał mi tłumaczenie mailem. Poniżej przedstawiam moje tłumaczenie na polski.
Wywiad według mnie bardzo ciekawy - bo inny od tych, które znamy.
MARK KNOPFLER KOSZMAR NAUCZYCIELA GITARY
Trzeba to przyznać jego albumy z każdym kolejnym, stajš się dłuższe, bardziej melancholijne i spokojniejsze. Podobnie jest z tym najnowszym KTGC urzekajšcym zbiorem 12 utworów. Ale jednoczenie, zaskakujšco ten 50-kilku letni artysta jest nastawiony do życia bardziej przygodowo niż kiedykolwiek wczeniej. ciga się zabytkowymi samochodami, interesuje się historiš i politykš, kolekcjonuje bezcenne zabytkowe gitary, projektuje nowe modele gitar sygnowane własnym nazwiskiem, jest zaangażowany w wiele projektów charytatywnych. I wcišż gra na gitarze lepiej niż przytłaczajšca większoć ludzkoci. To wystarczajšce powody by powięcić mu troszkę uwagi.
Miejscem naszego spotkania jest to, niezmienne od lat kawiarnia Bluebird w londyńskim Chelsea wištynia dla smakoszy z wyższej klasy społecznej. Pora tradycyjnej herbaty angielskiej, champagne brunch, ale także bogaty wybór bio-żywnoci i smakołyków z całego wiata. To wszystko nie interesuje jednak Marka Knopflera, który miejsce to uważa po prostu za bardzo dogodny punkt spotkań, gdyż jak mówi mieszka tuż za rogiem. Ten fakt jednak nie przeszkadza mu by spónić się pół godziny co powoduje nerwowe podniecenie u grupki osób z wytwórni płytowej. Przecież wiecie ile czasu zajmuje mi ułożenie fryzury co rano mieje się krzepki Szkot wchodzšc do lokalu potrzšsajšc swymi rzadkimi siwymi włosami i spoglšdajšc na siebie w lustrze poprzez ciemne okulary. Ojciec dorosłej już prawie rodziny, ubierajšcy niebieskie dżinsy, T-shirt i koszulę, bez brzucha, o lekko okršgłej twarzy i reakcjach pluszowego misia. Mówi powoli, uważnie, czasem z długimi , minutowymi przerwami i zastanowieniem, rzuca żartami podpartymi miechem. Jednym słowem: ekscentryk, ale taki, którego trzeba lubić, gdyż jest bardzo otwarty, szczery i zupełnie normalny. Nie sprawia wrażenia gwiazdy rocka, która sprzedała 118 mln płyt, i którš uważa się za gitarowego boga już od końca lat 70tych, lecz dobrego wujka, za którego trochę pišcym obliczem kryje się wiele niesamowitych historii do odkrycia. I włanie takich nam dostarczył, popijajšc 4 kubki czarnej kawy. niadanie starszego pana mało węgla , dużo kofeiny mieje się.
G&B: Mark, na poprzednich albumach zabrałe nas do Philadelphii, Northumberland, Nashville, Shangri-La. Gdzie nas zabierzesz tym razem?
MK: W przeszłoć, do pónych lat 50tych i wczesnych 60tych. Wspaniałe i niesamowicie ekscytujšce czasy. Eksplozja rock and rolla i inwazja nastolatków. Po raz pierwszy młodzi ludzie mogli pracować i zarabiać własne pienišdze. To doprowadziło do nowej subkultury i przygotowało drogę dla takich grup jak The Beatles i innych zespołów big-beatowych, które były bezporedniš reakcjš na tzw boom brytyjskiego skiffleu brzmienia nowej generacji, która szukała sposobów by wyrazić siebie. To wydarzyło się w mojej młodoci.
G&B: A więc album o starych dobrych czasach?
MK: Dokładnie. To album o Wielkiej Brytanii. W tym kraju na każdym kroku historia przemawia do nas. Duchy przeszłoci wcišż kršżš wokół nas.
G&B: Duchy Imperium Brytyjskiego?
MK: Po częci na pewno tak. Jeli Cię to interesuje to siłš rzeczy znajduje się to także w Twojej twórczoci. Ale mnie szczególnie interesuje historia, która powišzana jest z teraniejszociš. Uwielbiam tworzyć połšczenia między wczoraj a dzisiaj.
G&B: Dlatego, że konflikty, które powstajš dzisiaj majš historyczne podłoże?
MK: Dokładnie. I to włanie uwiadamia nam, że pomimo tego, że czasy się zmieniajš, ludzie prawie wcale. A już na pewno nie politycy.
G&B: Co sšdzisz o Gordonie Brownie? Jakby nie patrzeć to pierwszy szkocki premier w historii.
MK: Mylę, że widać jakie znaki, że nowy rzšd bardziej respektuje opinię publicznš i nie ucieka od tematów kontrowersyjnych. Mam nadzieje, że podejmie kroki aby wycofać nasze wojska z Iraku, już samo to miało by ogromne znaczenie. Ale kim ja jestem by to komentować?
G&B: A jak żyje się w Londynie, w tym cišgłym strachu przed terrorem?
MK: Nie mam żadnych obaw, nawet najmniejszych. Życie w Londynie będzie trwać wiecznie. Miasto w swej historii przetrwało już plagi, pożary, bombardowania, IRA. Żadnych problemów. Londyn po prostu wzruszy ramionami i pójdzie dalej. Nikt nie jest w stanie powstrzymać tego miasta.
G&B: Na KTGC opisujesz jak trudnym było dla młodej osoby w tych czasach zrobienie kariery muzyka. To było co w rodzaju socjalnego faux pas?
MK: Zdecydowanie. Wtedy to odbierano jako prawdziwy skandal. Tak z resztš było przez całe wieki. To z resztš dotyczyło wszystkich aspektów sztuki: malarstwa, pisarstwa, komponowania. Aby odnieć sukces trzeba było się czuć naprawdę nawiedzonym. Aby to robić nie wystarczyło mieć tylko możliwoć by to robić. Tam musiała być prawdziwa pasja. U mnie jest tak samo. Wcišż mam ogromnš nieodpartš chęć by pisać piosenki, o wiele większš niż cokolwiek innego w życiu
G&B: Jak zareagowali rodzice, kiedy zrezygnowałe z pracy w renomowanej i znanej gazecie?
MK: Wciekali się. (miech). Dlatego napisałem ten utwór Let It All Go. Opowiada o starym malarzu i młodym człowieku, który bardzo chce ić w jego lady. Stary malarz mówi: zapomnij o tym. Znajd sobie normalne zajęcie, takie z pensjš. Albo id do armii, zrób co sensownego z życiem. Ale młody nie odpuszcza, aż pewnego dnia malarz mówi: OK., jeli naprawdę chcesz to robić i nic cię nie powstrzyma rób to, ale cała reszta niech odejdzie (Let It All Go). Tak było również ze mnš chciałem pisać piosenki i opowiadać historie.
G&B: Czy jeste nostalgiczny? Czy to Twój sposób na radzenie sobie z przeszłociš?
MK: Tu raczej chodzi o to, że piosenka powinna mieć w sobie co, co jako autor mogę odnieć do własnego życia, do siebie. A więc zgłębiam temat czego co w jakim stopniu dotyczy mnie, interesuje mnie. Nie zawsze przychodzi mi to łatwo, ale to taka moja reakcja na co co mnie przeladuje. Zmagam się z moimi mylami, wspomnieniami i układam je w piosence. Nie zawsze to wychodzi. Wiele rzeczy, które piszę, trafia póniej do kosza. Pewnie zdołałem wypełnić już cały kontener fatalnymi tekstami przez całe moje życie (miech). A nad tym albumem pracuję już ładnš chwilę. Co jaki czas musiałem odkładać pracę ze względu na inne projekty.
G&B: Takie jak All The Roadrunning, album z Emmylou Harris?
MK: To była wspaniała zabawa! Tak z resztš jak i trasa koncertowa. wietnie się wtedy bawilimy, a na trasę pojechalimy głównie z tego powodu, że tak dużo frajdy mielimy nagrywajšc album. Na scenie to okazało się jeszcze większš radociš. Bardzo się cieszę, że album odniósł sukces. Nie spodziewałem się, że tak wielu ludzi go zrozumie. Bo wyglšda na to, że tak się stało.
G&B: Czy to oznacza, że istnieje szansa na częć drugš?
MK: Mój Boże, mam takš nadzieję! Nagrywanie płyty z Emmy jest takie proste, to czysta przyjemnoć. Ona jest tak skoncentrowana, to jest wręcz odurzajšce, bardzo mi się to podobało.
G&B: Żyjemy w epoce wielkich powrotów. Nawet ludzie, którzy twierdzili, że to nigdy nie nastšpi, nie oparli się pokusie, np. Genesis, The Police, The Who A jak będzie z Dire Straits?
MK: Dla mnie taki powrót miałby sens tylko w przypadku jakiego występu charytatywnego. A to wymaga długiego okresu dokładnego planowania, co najmniej roku przygotowań. Chciałbym to zrobić jednego dnia, ale nie dla innego powodu niż by pomóc jako innym.
G&B: Czy dlatego, że nie musisz już dbać o pienišdze tak jak Genesis czy The Police?
MK: Nie wiem jakie sš ich motywy. Ja na pewno miałbym z tego radoć. I to jest jedyny uzasadniony powód.
G&B: Czy ty właciwie zdajesz sobie sprawę, że mija włanie 30 lat od kiedy założyłe Dire Straits?
MK: Naprawdę? Hmm kiedy robi się co, co się lubi, czas leci jak zwariowany. Cóż mogę powiedzieć. To był wspaniały okres. Osišgnęlimy tak wiele. John jest nadal moim najlepszym przyjacielem. Nawet jestemy sšsiadami na południu Anglii. Widujemy się przez to doć często i ja bardzo doceniam jego przyjań. Tak przy okazji, on działa teraz w moim studio i nagrywa album z przyjacielem z Irlandii. Chce mu troszkę dopomóc w starcie kariery. A więc reasumujšc to był fantastyczny okres, ale przez ostatnie 10 lat piszę coraz więcej piosenek na przeróżne instrumenty. Teraz potrzebne mi sš smyczki, dęciaki, banjo i diabeł wie co jeszcze. Ale przede wszystkim skrzypce.
G&B: Czyli po prostu wyrosłe już z kontekstu zespołu rockowego?
MK: Tak. Czasami potrzebuję prostej grupy big-beatowej, czasem zespołu folkowego. Czasem fletów, innych dęciaków, czasem kwartetu smyczkowego, różnie. To wszystko zależy od tego jakš piosenkę wymyliłem. Lubię tę wolnoć. Lubię nieustannie ić do przodu. Dwiganie na plecach bagażu jakim jest duża nazwa jest doć denerwujšce, jak sšdzę. Tyle jest tam balastu, że się nim dławisz.
G&B: Kiedy dzi słuchasz pierwszej płyty DS, co o niej sšdzisz?
MK: Nie robię tego. Nie potrafię. Nigdy nie słucham niczego po tym jak już jest zakończone. Ale jeden z moich synów gra w zespole, który specjalizuje się w coverach i oni grajš Sultans Of Swing. On ma 19 lat i naprawdę wietnie im idzie. Patrzšc na nich widać jakš frajdę im to sprawia. Grajš Sultans, Sunshine Of Your Love i tym podobne z dużš dawkš energii. O wiele bardziej podoba mi się ich wersja niż moja własna (miech). W dzisiejszych czasach jest wiele zespołów, które czerpiš inspirację z tamtego okresu, więc ja nie muszę już tego robić (miech).
G&B: A czy znasz covery, które kršżš obecnie? System Of The Down grajšcy SOS i The Killers grajšcy R&J?
MK: Nie wiedziałem o tym pierwszym zespole, który wspomniałe ale słyszałem o The Killers. Mylę, że to zabawne. To tak jakby usłyszał o jakim zespole z Finlandii, który to gra. W większoci przypadków okazuje się, że moi chłopacy sš dużymi fanami tych zespołów.
G&B: Czyli to synowie sprawiajš, że czujesz się wcišż muzycznie młody?
MK: To muzyka czyni nas wcišż młodymi. Muzyka to najbardziej efektywny sposób na to by pozostać młodym. Granie muzyki samemu i wykonywanie jej na tournee to istotna częć tego procesu. To dlatego m. in. nie chowam się w studio przez cały czas, lecz od czasu do czasu gram dla ludzi. Nigdy się tego nie bałem. Zawsze uwielbiałem wyjć na scenę i zagrać dla publicznoci.
G&B: Ale już nie jedzisz na te monstrualne trasy jak za czasów DS. Czy to dlatego, że dwa lata w trasie to jednak za dużo?
MK: To zależy czego się chce. Jeli dopiero zaczynasz karierę i chcesz ustanowić swojš pozycję w muzyce, to jest jedyny sposób. Oczywicie tylko w przypadku jeli to jest to, czego chcesz. Wtedy trzeba podnieć piłkę i biec co sił. Niestety nie zawsze chce się ić w tym samym kierunku. Czasem zwolnienie i trzewe spojrzenie na sprawę jest konieczne.
G&B: Czego słucha prywatnie Mark Knopfler?
MK: Ostatnio głównie folku. Ponieważ kiedy przychodzi się póno do domu, majšc ochotę na dobrš kolację, z reguły nie mam ochoty na skakanie by co chwilę zmienić muzykę, więc z reguły ustawiam co, co nie wpędzi mnie w stres kiedy jestem w kuchni (miech), co co nie sprawi, że potnę sobie palce. A tym czym ostatnio jest najczęciej folk. Ale to może się zmienić w każdym momencie. Obecnie jednak jest to angielski folk. Głównie dlatego, że sam się tym zajmuję, a poza tym dlatego, że wietnie pasuje do steków i wina (miech).
G&B: Zatem duch Lonniego Donnegana cišgle jest obecny?
MK: Tak, Lonnie zawsze jest ze mnš. Tak jak celtyckie melodie, ale także boogie, blues no i oczywicie Hank Marvin. To duchy które towarzyszš mi nieustannie.
G&B: Mark, dlaczego zabrakło Cię wród wykonawców Live Earth?
MK: To nie wyszło z jakiego niewyjanialnego powodu.
G&B: bo przecież grywałe już na różnego rodzaju festiwalach rockowych na przestrzeni lat.
MK: Tak, i cišglę to robię. Darfur np. Jestem bardzo dumny kiedy mogę pomóc, choć zdecydowanie nie jestem typem który lubi wielkie imprezy. Wolę zagrać zwyczajny koncert. I kiedy gram np. w Royal Albert Hall przez kilka wieczorów, każdy wieczór może być na rzecz innej organizacji charytatywnej. Wolę mniejsze koncerty, bardziej intymne. Nie lubię imprez, które zawierajš w sobie słowo festiwal, jak Festiwal Sera, albo Festiwal Gitary np. To nie moja para kaloszy. To znaczy ja uwielbiam ser, gitary i motory ale nie chcę brać udziału w Festiwalu Sera, Gitar czy Motorów. Wolę co mniejszego, np. o wiele chętniej pójdę na degustację wina niż na festiwal wina. Takie mam kryteria wyboru.
G&B: To brzmi trochę jak urażona duma. A czy te duże koncerty co w ogóle dajš?
MK: Pomimo wszystkiego co przed chwilš powiedziałem, mylę, że tak. Jako dziecko chodziłem na wszystkie festiwale, wtedy wydawało mi się, że to bardzo ważne socjalno-kulturalne wydarzenia. To chyba zależy od wieku. Dzisiaj nadal twierdzę, że duże imprezy majš sens i przynoszš wiele dobrego. To tylko moja prywatna decyzja by nie brać już w nich udziału.
G&B: Ale za to nagrałe nowš wersję BIA w hołdzie weteranom wojny o Falklandy. Mówi się o bardzo wysokim procencie samobójstw wród tej grupy.
MK: To prawda, skala samobójstw wród tych weteranów znów mocno powiększyła się. Mało kto wie, że ponad 750 żołnierzy z tamtej wojny odebrało sobie życie, po obu stronach Argentyny i Anglii. To naprawdę szokujšca liczba osób. Przypomina to skalę I Wojny wiatowej, kiedy ludzie przeżywali horrory w okopach i już nigdy nie potrafili poukładać sobie życia dalej. Historia uczy, że nie przywišzuje się należytej wagi do weteranów. To tylko kolejny przykład, że niewiele nauczylimy się z przeszłoci.
G&B: Ponieważ wielu mylało w sposób, że to niewielka wojna, w której niewiele się działo
MK: A w rezultacie setki ludzi zginęły. A większoć z nich popełniła samobójstwo. To szokujšce. Poza tym ta wojna to nie był tylko konflikt o kilka owiec. To była wojna o niepodległoć. To ważne sprawy. Chodzi o to, że politycy zaczynajš wojny za pomocš zwykłych ludzi, którzy muszš walczyć. A więc jeli wysyłamy ludzi by to robili, ważne jest by po ich powrocie zadbać o ich zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne. To wydaje się takie proste. Dlatego nagrałem ponownie BIA w Abeby Road Studios w jednym podejciu. Można cišgnšć je z iTunes i cały zysk idzie na konto Stowarzyszenia Weteranów Południowoatlantyckich. Odkryto, że wysyłanie byłych żołnierzy z powrotem na Falklandy bardzo pomaga. To ponoć czysta terapia. W jaki sposób ich to leczy, kiedy mogš powrócić na pole bitwy.
G&B: Ostatnio kto zapłacił 35000 funtów na aukcji charytatywnej za lekcję gry na gitarze z Tobš. Czy to nie jest dobry powód by zajšł się uczeniem na stałe?
MK: (miech) No cóż, w takich okolicznociach, jak najbardziej! Nic innego bym nie robił poza udzielaniem lekcji. Ale to była jednorazowa sprawa z okazji szczytnego celu i jaki dziwak faktycznie zapłacił tyle pieniędzy na ten cel. To oczywicie bardzo hojny gest i na pewno pomoże w ważnej sprawie, tyle że ja musze teraz jako zagrać jako nauczyciel. Jako nie mogę zrozumieć jak kto może chcieć lekcję gitary włanie ode mnie ze wszystkich ludzi na ziemi. Jestem koszmarem nauczyciela gitary. Jestem zmorš z szecioma strunami (miech).
G&B: A co zamierzasz zrobić z tym gociem, który prawdopodobnie jest Twoim ogromnym fanem?
MK: Jako sobie poradzę. Jest kilka rzeczy, które mogę pokazać gitarzycie- amatorowi, albo poczštkujšcemu. Mogę im pokazać jak zorganizować sobie warsztat ale niewiele więcej.
G&B: A co jeli pojawi się prawdziwy as gitarowy?
MK: Wtedy będę miał problem (miech) Pewnie zadzwonię wtedy do Erica [Claptona].. (miech)
G&B: A słyszałe, że Bill Wyman otworzył niedawno szkołę dla basistów?
MK: Naprawdę? To wietny pomysł. Może powinienem się zapisać! Bardzo lubię grać na basie. Zabawne, ale to włanie robiłem nagrywajšc nowy album. Niestety nic z tego nie zostało utrwalone, to było tylko dla frajdy. Mielimy z Guyem zażartš walkę o to kto z nas jest lepszym basistš. Ale koniec końców, Glenn Worf przyjechał do studio, posłuchał naszych wypocin, umiał się, po czym nagrał wszystko jeszcze raz . Ale hańba! (miech)
G&B: Bill Wyman życzy sobie 8000$ za weekend.
MK: Ouch
G&B: Ale dostajesz na końcu koszulkę i pamištkowe zdjęcie.
MK: No cóż, chociaż to! (miech)
G&B: Wydajesz dużo pieniędzy na stare gitary. Jak się ma najstarszy Fender Stratocaster, którego zbudowano?
MK: Trzymam go w piwnicy razem z ok. 70 innymi gitarami. Większoć z nich to Fendery, jakie 80%, jak sšdzę. To dlatego, że uwielbiam to czyste brzmienie, to klasyczne Marvinowskie brzmienie. Ten pierwszy stratocaster, którego lubię nazywać Jurrasic strat pochodzi z 1954r. Jest rówienikiem mojego Austina Healeya, wspaniała gitara, najlepsza i najpiękniejsza z tych, które posiadam. To był prezent od mego przyjaciela Paula Kennerly, wspaniały człowiek, niesamowicie hojny. Podarował mi jš kilka lat temu, pewnie teraz bardzo tego żałuje. Ten instrument jest tak cenny, że mógłby za niego kupić mały dom w Londynie. Niesamowite, prawda? (miech).
G&B: Mark, kiedy zobaczymy Cię znów na tournee?
MK: Wiosnš i latem 2008. Najpierw będš koncerty w salach, póniej kilka na wolnym powietrzu.
G&B: Ta sama ekipa co zwykle?
MK: Tak, ci sami podejrzani. Chociaż będzie kilka nowych twarzy. Poprosiłem wspaniałego szkockiego muzyka Johna McCuskera by do nas dołšczył. Zgodził się od razu i jak sšdzę będzie z nami na całej trasie. Fantastycznie gra na skrzypcach i na cytrze, prawdziwy multi-instrumentalista, który ma w rękawie niejeden atut. Będzie przednia zabawa. Być może będš inne małe zmiany, kto wie? Ale poza tym będzie to ta sama załoga chłopaki i ja. Wszyscy bardzo to lubimy. Dopóki tak będzie nie widzę powodu, dla którego mielibymy przestać. Chyba musielibymy zwariować (miech).
...Well He's a big star now but I've been a fan of his for years,
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...