Liczba postów: 685
Liczba wątków: 55
Dołączył: 07.2005
Kooba.
Tak jak napisałem wczeniej. Najchętniej gitarę Knopflera.
Z tego co czytam na tym forum, to jeste jednym z najbardziej"wyrobionych" muzycznie fanów Knopflera, więc swobodnie będziesz mógł w wyobrani usunšć cieżkę fletu i zobaczysz że i tak będzie OK, a dla mnie nawet lepiej.
Bo jak się ma ten flet do opowieci o ciężko pracujšcej kobiecie..?
Liczba postów: 1,651
Liczba wątków: 16
Dołączył: 01.2005
No widzisz, po usunięciu tej partii fletu ten numer straciłby według mnie swój urokliwy charakter. Owszem, nie twierdzę, że nie zostałoby nic więcej, ale mylę, że włanie ten flet jest jednym z największych atutów tego utworu.
Co ma flet do historii o ciężko pracujšcej kobiecie? Ano to samo co każdy inny instrument. To sš właciwie dwie partie pięknie na siebie nałożone i zharmonizowane, nadajš tej kompozycji lekkoć i sam nie wiem, ja po prostu widzę tę postać słuchajšc tego utworu.
Gitara Knopflera już tam jest i to na swoim miejscu. Akurat w tym przypadku nie widzę jak mogłaby zastšpić partię granš na instrumencie dętym.
Choć w In The Sky widzę .
...Well He's a big star now but I've been a fan of his for years,
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...
Liczba postów: 9,591
Liczba wątków: 318
Dołączył: 08.2004
Troszkę się burza rozpętała. fakungio tu nie chodzi o łapanie się za słówka tylko o konsekwencje. Przy takiej recenzji jakš wystawiłe ten album raczej 'grammy' nie dostanie. Pamiętasz? A już tak całkiem serio. To co mnie m.in tak bardzo urzeka na tym albumie to włanie instrumentarium. Zadziwiajšce i w wielu miejscach oszałamiajšce. Pamiętam kiedy po raz pierwszy usłyszałem The Scaffolder's Wife to był dla mnie szok. Mark niepodobny do niczego wczeniejszego. Flet przywołujšcy jakš dziwnš odrealnionš atmosferę. Dawnš i epokowš. Dlatego bedę bronił fletu jak tylko jest to możliwe Dla mnie on podkrela jakš łagodnoć i ciepło niedłšczne cechy z jakimi zawsze będę łšczył naturę kobiety Ale wymyliłem Cudna partia i w dialogu z gitarš czyni z tej kompozycji prawdziwš perłę. Zresztš to niejedyny przykład. Heart Full Of Holes kłania się jako kolejny. To co otrzymujemy po słowach start playing their polkas to me... przechodzi moje najmielsze oczekiwania. A czyż sekcja w Behind With The Rent nie wprawia w osłupienie? Instumentarium na tej plycie wspaniale się komponuje z prozš życia jakš tak pięknie nam opowiada Mark. I może jeszcze tego wczeniej nie pisałem ale chyba po raz pierwszy Mark włanie na tym albumie jest dla mnie nieprzywidywalny. Nieprzewidywalny na takš skalę. Pewnie dlatego, że potrzebuje i używa coraz to licznych i różnych instrumentów. A sposób w jaki jest to podane mnie absolutnie zachwyca
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Liczba postów: 685
Liczba wątków: 55
Dołączył: 07.2005
Kooba, Robson.
Cieszę, że Wam ta tematyka muzyczna odpowiada.
Ja trochę tęsknię za Knopflerem z "Golden Heart" i " Sailing to Phili"
Pozdrawiam serdecznie.
Liczba postów: 9,591
Liczba wątków: 318
Dołączył: 08.2004
Niesamowita walka toczy sie na MKNews I co bardzo mnie cieszy The Fish And The Bird najwięcej głosów!!!. Zaraz potem niemal łeb w łeb In The Sky i Behind With The Rent
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Liczba postów: 1,444
Liczba wątków: 20
Dołączył: 07.2004
Cytat:Originally posted by MARTINEZ@Oct 28 2007, 10:38 AM
"Ta druga przenosi nas natomiast do XVIII-wiecznego Londynu nękanego przez rozboje"
to jest powtorzenie z poczatku recenzji > madame geneva to taka uwaga drobna
Że co???
Liczba postów: 804
Liczba wątków: 10
Dołączył: 05.2005
Cytat:Originally posted by Robson@Oct 31 2007, 10:49 PM
Niesamowita walka toczy sie na MKNews I co bardzo mnie cieszy The Fish And The Bird najwięcej głosów!!!. Zaraz potem niemal łeb w łeb In The Sky i Behind With The Rent
Tak, to chyba i moja pierwsza trójka! :wub:
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Liczba postów: 786
Liczba wątków: 22
Dołączył: 11.2004
Pewnie jako ortodoksyjny knopflerowiec zostanę zlinczowany, ale mi najnowsza płyta kompletnie nie leży. Czytam Wasze opinie i próbuję znaleć te skarby na tej płycie o których piszecie, ale jako mi nie wychodzi. Czytałem że płyta załapuje po kilku przesłuchaniach, niestety u mnie nawet po kilkunastu nie załapała. Oczywicie na tle innych grajków to wietna płyta ale ja od Mistrza oczekiwałem trochę więcej. Nie oszukujmy się, gdyby to była pierwsza płyta Knopflera to pewnie nie sprzedałby jej więcej niż 30 sztuk. Konkluzjš niech będzie sytuacja, gdzie nowego Knopflera słuchałem z synem (lat 4) i gdzie po 4 piosence syn powiedział: tato włšcz płytę z burzš wiadomo o co chodzi Już pierwsze takty rozwaliły mnie i pokazały miejsce w szeregu KTGC, im dalej słuchałem LOG to emocje rosły i rosły, aż chciało się powiedzieć: Panie Marku gdzie te emocje, gdzie ta dynamika?
Ja wiem, że to było 25 lat temu, ja wiem że Knopfler obecnie to inny człowiek, ale zawiesił kiedy poprzeczkę tak wysoko, że teraz nie wypada mu nagrywać takich płyt jak ta ostatnia.
Na tym kończę, chociaż cinie mi się jeszcze kilka zdań rozczarowania, ale ze względu na szacunek dla osób którym ta płyta leży zamilknę i poproszę o łagodny wymiar kary za swoje słowa
Liczba postów: 804
Liczba wątków: 10
Dołączył: 05.2005
Cytat:Originally posted by aaadam@Dec 26 2007, 01:42 AM
...aż chciało się powiedzieć: Panie Marku gdzie te emocje, gdzie ta dynamika?
Zgadzam się, dynamiki nie ma najwięcej na tej płycie, ale emocje? Ech, cała masa!!! Zwłaszcza we wspomnianej wyżej trójce utworów.
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Liczba postów: 260
Liczba wątków: 1
Dołączył: 12.2007
Witam a mi najnowsza płyta Marka bardzo sie podoba, i słucham jej dosyc często moja pierwsza trojka z tej płyty to We can Get Wild, Madame Geneva's , Punish the monkey Pozdrawiam
Liczba postów: 234
Liczba wątków: 16
Dołączył: 11.2007
No tak... Mark nagrał płytę... melancholijnš. To album takiego rockowego dinozaura, weterana. Choć płyta brzmi trochę "dziadkowo" dla przeciętnego słuchacza, na pewno nie można jej zarzucić kolorytu czy braku pomysłów. Ja jestem bardzo zadowolony, choć nie zachwycony. Dlaczego? Bo ewidentnie brak tutaj stylu, który prezentował, będšc w Dire Straits. Chodzi mi o tš specyficznš moc i magię płynšcš z jego solówek, którš słychać jeszcze na "Golden Heart" i "Sailing...". Mark skończył chyba na dobre z mocniejszym brzmieniem. Za słabsze w jego dorobku uznaję 2 ostatnie płyty - sš za mało wyraziste, szczególnie "Shangri-La", na której Mark sprawia wrażenie trochę wypalonego. Co prawda jest tam kilka utworów, które lubię, ale daleko od doskonałoci. "Kill To Get Crimson" to już zdecydowana poprawa, ale stwierdzam ponownie - Knopfler zatracił zadziornoć, kórej tak mi brakuje, a w zamian zaproponował biesiadno-countrowy kilmacik. Zobaczymy, jak będš wygšdały następne wydawnictwa
Nie gram z nut, gram z serca
Liczba postów: 804
Liczba wątków: 10
Dołączył: 05.2005
Cytat:Originally posted by Stach@Dec 26 2007, 04:32 PM
Knopfler zatracił zadziornoć, kórej tak mi brakuje, a w zamian zaproponował biesiadno-countrowy kilmacik. Zobaczymy, jak będš wygšdały następne wydawnictwa
Ten biesiadno-countrowy klimacik, to co, czego włanie najbardziej oczekiwałem po wszystkich jego dokonaniach. Nawet tych najstarszych. A ostrzejsze granie było miłym dodatkiem, bo serwował nam je w umiarkowanej iloci i z klasš.
Taki mam gust muzyczny i dlatego włanie ta najnowsza produkcja jest dla mnie (i zapewne kilku innych fanów) takš perełkš.
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Liczba postów: 786
Liczba wątków: 22
Dołączył: 11.2004
Cytat:Originally posted by Stach@Dec 26 2007, 03:32 PM
No tak... Mark nagrał płytę... melancholijnš. To album takiego rockowego dinozaura, weterana. Choć płyta brzmi trochę "dziadkowo" dla przeciętnego słuchacza, na pewno nie można jej zarzucić kolorytu czy braku pomysłów. Ja jestem bardzo zadowolony, choć nie zachwycony. Dlaczego? Bo ewidentnie brak tutaj stylu, który prezentował, będšc w Dire Straits. Chodzi mi o tš specyficznš moc i magię płynšcš z jego solówek, którš słychać jeszcze na "Golden Heart" i "Sailing...". Mark skończył chyba na dobre z mocniejszym brzmieniem. Za słabsze w jego dorobku uznaję 2 ostatnie płyty - sš za mało wyraziste, szczególnie "Shangri-La", na której Mark sprawia wrażenie trochę wypalonego. Co prawda jest tam kilka utworów, które lubię, ale daleko od doskonałoci. "Kill To Get Crimson" to już zdecydowana poprawa, ale stwierdzam ponownie - Knopfler zatracił zadziornoć, kórej tak mi brakuje, a w zamian zaproponował biesiadno-countrowy kilmacik. Zobaczymy, jak będš wygšdały następne wydawnictwa
Bardzo mi pasuje to co napisałe, może jedynie zamienie miejscem S-L z KTGC, bo dla mnie nowa plyta to krok do tyłu (niestety)
Liczba postów: 234
Liczba wątków: 16
Dołączył: 11.2007
Ciekawe jest to, co piszesz Anrom, ale ja mam troszkę inne zdanie. Jak się tak przysłuchawiłem dyskografii DS i obserwowałem ich stopniowš metamorfozę, której kulminacjš jest moim zdaniem "Love Over Gold", no dobra "Brothers In Arms", nasunęła mi się refleksja, że zespół mógły pójć zupełnie innš drogš. Dla mnie idealnym posunięciem byłoby cišgnięcie stylu zawartego na "Making Movies" i "LOG", z dodatkiem przebojowoci niektórych kawałków "BIA". Bardzo szkoda, że na "On Every Street" nie znalazło się więcej takich "nastrojowych, momentami progresywnych" perełek jak "Planet Of The New Orleans", "Calling Elvis", "You And Your Friend" czy utwór tytułowy, bez aż tak mocno widocznych zapšdów countrowych jak np. "How Long" - punkt odniesienia do dalszych dokonać Marka. Te 4 wyżej przedstawione piosenki to mój ideał DS A.D 1991. Ubolewam, że zespół nie poszedł tš drogš, że się rozwišzał, że nie wydał kolejnych albumów i, że następowały tak liczne zmiany składu. Bardzo żałuję, że Mark nie pozostał przy tym szyldzie i nie pograł jeszcze trochę. Cóż, stało się inaczej. Zniknęły rozbudowane kompozycję i mamy co innego - Mark się wyciszył. Brak mi trochę tego spontanicznego i emocjonalnego podejcia do instrumentu. Ale cieszy mnie zarazem, że najnowsza produkcja brzmi różnorodnie i intersujšco - widać, że znów chce poszukiwać, szkoda jednak, że w innych obszarach, a nie w tych, z którymi kojarzony był przez te wszystkie lata... Ja mam nadzieję, że Mark przypomni sobie kiedy o swoich najlepszych czasach i nagra znów jaki... kamień milowy ^_^
Nie gram z nut, gram z serca
Liczba postów: 804
Liczba wątków: 10
Dołączył: 05.2005
Ja z DS chyba najmniej przepadam za BIA. Ale to już inna sprawa.
Też żałuję, że Mark przestał komponować takie rozbudowane wersje piosenek, lubię takie. To samo czasem wkurza mnie w twórczoci JJ Cale'a. Ma piękne kawałki ale takie krótkie...
No i trochę brak mi tez tego spontanicznego podejcia do instrumentu. Tylko czy ono było aby na pewno spontaniczne?
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Liczba postów: 234
Liczba wątków: 16
Dołączył: 11.2007
Anrom, mam na myli koncerty. Po prostu Mark spontanicznie odchodził od tego, co zostało nagrane pierwotnie. Na przykład partie solówek. Wystarczy posłuchać bootlegów - o wiele więcej energii, solówki - zupełnie inne niż na pierwowzorach, mało tego. W pierwszych latach działalonci bootlegi i wersje tych samych utworów bardzo się od siebie różniš. Mark włanie spontanicznie odbiega od tego, co stworzył wczeniej i to wzbogaca - koncerty sš tego wiadectwem.
Skoro zahaczylimy o "BIA" - to jest rewolucja w stosunku do tego, co grali wczeniej. Brzmienie - super, takie rasowe, (zresztš oni zawsze mieli dobrze wyprodukowane płyty). Bradzo mi odpowiadajš takie numery jak "So Far Away" - wietna melodia, wcišgajšca i przebojowa, ale czego tu brakuje? Solówki na koniec! Ale kawałek bardzo dobry. Dalej - "Money For Nothing" - też dobry motyw, ale po pierwsze za długi, po drugie znowu oszczędna gitara prowadzšca. "Walk Of Life" - ewidentnie niedirestraitsowy, wolałbym zamiast niego rock'n'rollowy "Twisting By The Pool", chociaż sam w sobie nie jest zły, wk ontekcie tej płyty - zgrzyt, nie owijajšc w bawełnę, "Your Latest Trick" - pierwsza perła, ale kompletnie nierockowa, "Why Worry" - druga perła, "Ride Across..." - trzecia perła, "The Man's Too Strong" - czwarta perła "One World" - przerost formy nad treciš, proponuję wersje z bootlegów z trasy 85/86 - niebo a ziemia, chociaż ten utwór jako jedyny wród tych 9 kompozycji najbardziej przypomina wczeniejsze dokonania DS. No i wiadomo - "Brothers In Arms" - piata perła
Reasumujšc - płyta to bardzo niespójna i nierówna, dlatego trudno się jš słucha, jadšc całš dyskografię od poczštku. W momencie wydania fani chyba musieli doznać szoku! Ten problem się powtarza także na "On Every Street". Niemniej - większoć utworów uwielbiam. Mark dojrzał i urósł jak kompozytor i twórca. Dlatego tę pozycję cenię.
Nie gram z nut, gram z serca
Liczba postów: 613
Liczba wątków: 25
Dołączył: 11.2005
Cytat:Originally posted by Stach@Dec 27 2007, 11:06 PM
Anrom, mam na myli koncerty. Po prostu Mark spontanicznie odchodził od tego, co zostało nagrane pierwotnie. Na przykład partie solówek. Wystarczy posłuchać bootlegów - o wiele więcej energii, solówki - zupełnie inne niż na pierwowzorach, mało tego. W pierwszych latach działalonci bootlegi i wersje tych samych utworów bardzo się od siebie różniš. Mark włanie spontanicznie odbiega od tego, co stworzył wczeniej i to wzbogaca - koncerty sš tego wiadectwem.
Skoro zahaczylimy o "BIA" - to jest rewolucja w stosunku do tego, co grali wczeniej. Brzmienie - super, takie rasowe, (zresztš oni zawsze mieli dobrze wyprodukowane płyty). Bradzo mi odpowiadajš takie numery jak "So Far Away" - wietna melodia, wcišgajšca i przebojowa, ale czego tu brakuje? Solówki na koniec! Ale kawałek bardzo dobry. Dalej - "Money For Nothing" - też dobry motyw, ale po pierwsze za długi, po drugie znowu oszczędna gitara prowadzšca. "Walk Of Life" - ewidentnie niedirestraitsowy, wolałbym zamiast niego rock'n'rollowy "Twisting By The Pool", chociaż sam w sobie nie jest zły, wk ontekcie tej płyty - zgrzyt, nie owijajšc w bawełnę, "Your Latest Trick" - pierwsza perła, ale kompletnie nierockowa, "Why Worry" - druga perła, "Ride Across..." - trzecia perła, "The Man's Too Strong" - czwarta perła "One World" - przerost formy nad treciš, proponuję wersje z bootlegów z trasy 85/86 - niebo a ziemia, chociaż ten utwór jako jedyny wród tych 9 kompozycji najbardziej przypomina wczeniejsze dokonania DS. No i wiadomo - "Brothers In Arms" - piata perła
Reasumujšc - płyta to bardzo niespójna i nierówna, dlatego trudno się jš słucha, jadšc całš dyskografię od poczštku. W momencie wydania fani chyba musieli doznać szoku! Ten problem się powtarza także na "On Every Street". Niemniej - większoć utworów uwielbiam. Mark dojrzał i urósł jak kompozytor i twórca. Dlatego tę pozycję cenię.
Nooo trasa BiA to też zmiany we utworach, nie? /:-)/ Ale ja nie o tym. Jest tu jaki stary dziad, co pamięta czasy sprzed BiA, słuchal wtedy DS i pamięta ten wstrzš, czy był? Przecież to co innego? Ja najpierw zetknšłem się z BiA i mi się spodobało. Potem kupiłem Sobie Love over Gold, było trodniejsze ale się też spodobało. Potem Alchemię co mnie ustawiła na cšłe życie.
<a href="http://chomikuj.pl/soplandia?b=1">
<img src="http://images.chomikuj.pl/button/soplandia.gif" border="0" />
</a>
Liczba postów: 786
Liczba wątków: 22
Dołączył: 11.2004
Ja się chyba zaliczam do starych dziadów
DS poznałem od LOG. Znajomy lekarz, pojechał na zachód i przywiózł płytę jakiego dziwnego zespołu co go nie znałem. Na poczštku to najbardziej podobała mi się okładka, jej zapch, smak (no może troche przesadzam, ale w tamtych czasach płyta z zachodu to była sprawa mistyczna). Potem odpalilimy to sobie na gramofonie Bernard marki niemeickiej podłšczonym do wzmacniacza Telefunken z tego samego kraju, który przesyłał sygnał na kultowe już wtedy Altusy. No i popłyneło, a że znajomy sam mieszkał w domu i jako lekarz miał dostęp do koniaczków, to słuchalismy muzyczki dosć głono a wrazenia odsłuchowe wzmacnialismy procentami .............. ehhhh jakie to piękne były czasy.
Jesli chodzi o BIA to najpierw poznałem częć płyty w radio, jako że na pierwszy ogień (tak mi sie zdaje) poszedł Brothers in Arms więc po taaaaaaaaakim utworze ta płyt mogła być tylko dobra. To były czasy, że płyta którš kto z zachodu przywoził po pół roku od premiery to była super nowoć. I gdzie tam po włanie 6 miesiacach ten sam lekarz znowu był na jakim sympozjum, oczywicie miał ode mnie zakaz powrotu bez BIA. A potem znowu Bernard, Telefunken i tym razem JVC (bo Altusy wczeniej spalilismy). Koniaczek też był a jakże
Jako ciekawostkę dodam, że ta płyta analogowa różniła się swojš zawartociš od Cd które teraz możemy kupić (a czym się różniła to niech będzie mini quizem dla młodszej częci Forumowiczów, bo starsza zapewne wie to dokłšdnie).
Na koniec może jeszcze jedna opowieć a właciwie jej poczštek, jak to mój znajomy lekarz w 1988 roku wysiadł na dworcu w Białymstoku z pocišgu po powrocie z Holandii i w jednym ręku miał swój bagaż podrózny a w drugim większš torbę z kartonem zawierajacym magicznš skrzynkę zwanš "odtwarzaczem cd" i mniejszš torebkę z bardzo maleńkš - w porównaniu do winyli - płytš CD Money For Nothing. To był poczštek ery kosmiecznej w moim wykonaniu
Liczba postów: 613
Liczba wątków: 25
Dołączył: 11.2005
Eee młody jeste Aaadam. Chodziło mi o kogo, kto zaczynał od DS, wszystkie 4 płyty, Alchemia kolejna i szok.
<a href="http://chomikuj.pl/soplandia?b=1">
<img src="http://images.chomikuj.pl/button/soplandia.gif" border="0" />
</a>
Liczba postów: 1,761
Liczba wątków: 71
Dołączył: 11.2004
Sš tu tacy i to nawet starsi od Smoków i do tego jeszcze Smokóweustachów
Byl rok 1978,mialem wtedy 16 lat.
Najpierw był Sułtans of Swings nagrany na magnetofon szpulowy ZK 140T. Pierwsza myl jaka mnie wtedy dopadła: "oby tylko to nie była ekipa jednego przeboju - sš przecież rewelacyjni - muszš zaistnieć" Póżniej była konfrontacja z moim sšsiadem Panem Zygmuntem, który nie potrafił zrozumień dlaczego w kółko cišgle słucham tego jedynego utworu, kilka razy dziennie i codziennie. Po wyjanieniach, że słucham dlatego, bo chciałbym w życiu grać tak jak ONI - usłyszałem.
Pan Zygmunt ze swoistym spokojem w głosie miał mi wtedy rzec, cytuje:
"Synu - nie mam nic przeciwko temu, żeby grał tak jak ONI, ale na wszelki wypadek zrób kurs spawacza".
Tak rozpoczeły sie moje pierwsze "Wielkie kłopoty,tarapaty" czyli moje DIRE STRAITS, które pózniej były już tylko najcudowniejszymi chwilami muzycznymi, które przetrwały do dzi. Całš płytę DS usłyszałem jednak dopiero po roku od jej wydania. Takie były czasy. Mój kuzyn otrzymał jš od kolegi, który mieszkał w Anglii. Po przesłuchaniu u niego w domu, ku mojejmu zdziwieniu pożyczył mi jš do posłuchania - zaznaczajšc obym jej nie porysował. Wypytał o sprzęt i zadrżał. Tydzień płyta przeleżała w domu zanim kupiłem nowš igłę do gramofonu, a wišzało to się z wyprawš do Zielonej Góry, a na tamte czasy była to wyprawa roku.(samochód posiadal w moim miasteczku tylko pierwszy sekretarz podstawowej komórki partyjnej PZPR i komendant milicji).
Od samego poczštku wydawało mi sie ,że jest to tylko moja muzyka tworzona tylko dla mnie , że nikt nie potrafi jej zrozumieć tak jak ja. Na dyskotekach królowało Boney M i ABBA, zatem DS nie była znana dla ogółu. Trzymałem jš tylko dla siebie traktujšc jš jak swoisty skarb. Nie moglem uwierzyc jak można tak grać na gitarach, jak w ogóle oni to robiš, nie ma przecież na gryfie gitary takich dzwieków, to było dla mnie jakie nadludzkie. Polskie gitary, na których wtedy gralismy nadawały się tylko na wiosła do łódek, a twardymi strunami można było wišzać te łódki oby nie odpłyneły od brzegu. Ale jeli już odpływalismy w głębie wód dzwieków pierwszej DS - to rzeczywicie było to cudowne żeglowanie.
Po raz pierwszy pokazałem płytę DS koledze, który słuchał tylko Country. Wyobrażcie sobie, że miał ponad trzy tysišce płyt tylko z tš muzykš,które nadsyłała mu rodzina ze Stanów, żeby było weselej trzymał je na półkach w piwnicy swojego domku.Którego dnia nastšpiło włamanie, ale ršbnęli tylko słoiki z ogórcami i przetworami, a płyt Country nie ruszyli.
Gdy przesłuchał mojš cudownš DS zażartował wtedy,cytuje: "jak w mojej piwnicy były by tylko płyty DS - słoiki były by uratowane, i zapewne ršbneli by płyty".
Wtedy zareagowałem zazdrociš ,że on też lubi muzykę DS, a przecież ONA miała być tylko moja. Od tamtego zdarzenia lubiłem mojego kolesia trochę mniej,za to tylko, że chciał mi zabrać to - co dla mnie najcenniejsze.
Płyta DS była mojš pierwszš młodzieńczš miłociš muzycznš, a ta pierwsza ponoć jest najtrwalsza i pozostaje w pamięci nadłużej, dlatego dzi tak chętnie wracam do tej płyty, chcšc porównać jej odbiór dzi z tym co czułem wtedy.
We are the sultans of swing...
|