Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kto Poza Markiem?
#1
Przez wiele lat kariery Marka Knopflera towarzyszyło mu wielu muzyków - od jego brata poczšwszy, na wieloletnim towarzyszu broni - Guyu Fletcherze - skończywszy.

Czy macie jakieœ odczucia w stosunku do nich? Nie myœlę tu bynajmniej o stronie technicznej, ponieważ sam nie mam zielonego pojęcia np. o tym, czy na basie lepiej grał Illseley, czy gra Worf. Zastanawia mnie raczej - czy kogoœ z nich lubicie/lubiliœcie bardzie "jako człowieka"?

Odpowiem jako pierwszy - najbardziej sympatyczny wydawał mi się zawsze Alan Clark - i to jego najbardziej brakuje mi z czasów Dire Straits. Najmniej - choć nie wiem, czy nie popełniam tu faux pas - lubię Guya Fletchera, nie potrafię się jakoœ przekonać do tego, grajšcego już przecież wiele lat z Knopflerem, muzyka.
"Come up and feel the sun
A new morning has begun..."
Odpowiedz
#2
Bardzo lubiłem Alana Clarka bo urodził się tego samego dnia co ja tylko rocznik inny Duży uśmiech Oczywiœcie żartuje Uśmiech Oj Numitor narażasz się Oczko Nie dam złego słowa powiedzieć na dr Fletchera. Natomiast John Illsley to mój ulubiony basista Oczko Tyle w wielkim skrócie i na skróty bo przecież muzyków w otoczeniu MK przewinęło się całkiem sporo. A może jeszcze dodam że nie zawsze show Jacka Sonniego przypadał mi do gustu Oczko
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Odpowiedz
#3
A ja najbardziej lubię "RYSIA" Oczko

Znaczy Richarda Benetta oczywiœcie - strasznie sympatyczny człowiek, skromny i œwietnie porusza się na scenie. Ten jego taniec z gitarš zawsze wywołuje uœmiech na mojej twarzy. Duży uśmiech

Ja też będę bronił człowieka od wszystkiego - dr Fletchera, skoro naprawił zegarek Markowi to trzeba mu przyznać spore zasługi Oczko

Cała reszta też jest OKI

[Obrazek: macsa.gif]
Odpowiedz
#4
Powiem Wam, ze to co mnie kiedys poruszylo czytajac: "Sultanow Swingu" był fakt, ze po odejsciu davida po prostu Dire Straits dało ogłoszenie w gazecie muzycznej o naborze drugiego gitarzysty. To jest niesamowite, ale chyba wtedy nie byli najpopularniejsza grupa swiata jak w latach 1985/86 Oczko . Z muzykow, to zawsze fascynowala mnie postac Alana Clarka-nikt jak on nie grał srodkowej czesc Sultanów na fortepianie czy wejscia do srodkowego sola w Telegraph Road. Za kazdym raem jak ogladam Bazylea, to mam wtedy ciarki na plecach...
A long time ago came a man on a track...
Odpowiedz
#5
Ja tez bardzo lubie Guya, a takze Danny'ego - taka naturalna radosc z grania z niego bije Uśmiech A od koncertu w spodku coraz gorliwiej poszukuje wszelkich dzwiekow wydobywanych przez Matta Rollings'a. Zgadzam sie z Robsonem co do Jacka - imo nie pasowal zbytnio do image'u DS...taki gwiazdorski typ Oczko
You do what you want to
You go your own sweet way...
Odpowiedz
#6
Jack Sonni może faktycznie odstwał szołmeńskim zachowaniem od reszty DS, ale ileż kolorytu dodawał grupie na scenie. Niestety, nie dane mi było oglšdać koncertu DS (na żywo) w latach 80-tych, ale sšdzę, że między innymi dzięki wygłupom Jacka każdy show różnił się od innych, a MK nie powtarzał tych samych żartów (naprawianie zegarka, herbatka, itd.). Oczko
Odpowiedz
#7
Ale paznokieć skubał tylko raz a właœciwie go złamał w Sydney Szczęśliwy
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Odpowiedz
#8
Myœlę, że częœciej Oczko. Akurat w Sydney była kamera i dzięki temu mógł to zobaczyć cały swiat, ale to doœć częsta przypadłoœć gitarzystów Uśmiech. Gdy byliœmy z Anromem na koncercie The Notting Hillbillies w klubie Ronniego Scott'a w Londynie, tam również Mark zmagał się z ułamanym paznokciem. Wtedy obcinajšc go radził wszystkim, żeby przykryli kufle z piwem Szczęśliwy

Wracajšc jednak do głównego wštku, ja dużš sympatiš darzę współzałożyciela DS - Johna Illsley'a. Nie był może wybitnym instrumentalistš, ale był znakomitym wsparciem dla MK w najtrudniejszych chwilach zespołu. Mark był (jest) artystš z głowš w chmurach, John był tym, który stšpał twardo po ziemi. Clarky i dr Fletch to jak najbardziej również postacie, które zasługujš na wiele sympatii Uśmiech. Z resztš, każdy kto współpracuje z Markiem wydaje się być sympatycznym goœciem Oczko
...Well He's a big star now but I've been a fan of his for years,
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...
Odpowiedz
#9
Dobrze powiedziane: "przykryć kufle piwem" Duży uśmiech Kuba a Ty byœ nie chciał czasem z Anromem odœwieżyć wspomnień z koncertu TNH? Jak tam było? Bo coœ mnie chyba pamięć zawodzi ale nie pamietam fachowej recenzji z tamtych wydarzeń. I jakoœ nie mam watpliwoœci że mówię nie tylko w swoim imieniu Uśmiech
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Odpowiedz
#10
Oj, to było już jakiœ czas temu...

Trzeba by obejrzeć raz jeszcze zdjęcia i ruszyć pamięciš wstecz...

Dla mnie zaczęło się od tego, że Kuba w styczniu albo w lutym 1999 , na korytarzu naszej uczelni podszedł do mnie i zapytał, czy pamiętam nasz wyjazd do Pragi na koncert Maestro w 1996. Od razu wiedziałem że coœ knuje!
Jak się okazało się, wyczytał w internecie że w lipcu będzie set 6-ciu koncertów w Londynie. W małym klubie, który akurat zna, bo rok wczeœniej był tam na koncercie... Marka Knopflera.
Ta wiadomoœć była dla mnie jak uderzenie młotem. Miałem po raz drugi zobaczyć maestro i to z odległoœci kilku metrów!
Zaczęło się goršczkowe zbieranie funduszy, bo że pojedziemy - nie było żadnych wštpliwoœci.
Wiem, że przy doœwiadczeniach Kuby i paru innych forumowiczów mogę się schować, ale dla mnie to jest do dziœ najpiękniejszy wyjazd, jaki dane mi było przeżyć.
Londyn w całej swej wielkomiejskoœci, hałasie i brudzie (miejscami) zauroczył mnie od pierwszej chwili. To miasto ma coœ w sobie...
Ok. 6.00 rano dojechaliœmy na miejsce, w schronisku œw. Krzysztofa (patrona podróżnych) po kilku minutach walenia do drzwi wyszedł jakiœ osobnik i powiedział, że teraz wszyscy œpiš i że mamy przyjœć o 10.00
Potem Kuba zrobił nam kilkugodzinnš wycieczkę œladami MK, a wieczorem ta trasa zawiodła nas pod drzwi klubu Ronniego Scotta.
Staliœmy przy tylnej œcianie, ale i tak do sceny mieliœmy nie więcej niż jakieœ 7 - 10 m.
Na poczštek na rozgrzewkę grał Dave O'Higgins na saksofonie ze swoim bandem - muzyka jak dla mnie wówczas nie do zniesienia - zbyt nowoczesny jazz. No ale warto było znieœć te dŸwięki, bo oto ok. 23.00 na scenie pojawił się zespół The Notting Hillbillies. Mark wszedł - a jakże - ostatni. I pamietam, że byłem pod niesamowitym wrażeniem myœli, że oto ja - człowiek ze wschodu, tak niedawno zza żelaznej kurtynty - teraz jestem tutaj pomiędzy londyńczykami i uczestnicze w ich życiu. Takim zwyczajnym. To była œroda, czyli normalny dzień pracy. Fakt, że Mark nie codzień gra koncerty, nawet w tym mieœcie, ale œwiadomoœć, że ludzie dookoła nie wiedzš kim my jesteœmy, że przyjechaliœmy na ten malutki (pod względem iloœći widzów) koncert z tak daleka był dla mnie niesamowity. Po raz pierwszy widziałem Zachód od podszewki i to w samym jego seru - w centrum Londynu na wieczornym koncercie dla garstki miejscowych.
Dzięki Ci Kuba raz jeszcze za ten wyjazd!
No i zaczęło się - mniej więcej połowy piosenek nie znałem wtedy. Majšc w pamięci duże koncerty, zwłaszcza Bazyleę byłe zaskoczony surowoœciš wykonania wielu utworów. Piosenkš Calling Elvis to chyba nawet byłem zawiedziony.
To tyle tak dookoła. Wiem, że relacja z samego koncertu dużo lepiej wypadnie w wykonaniu Kuby. Kuba - zapraszam ^_^
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Odpowiedz
#11
I proszę znów ciary biegajš po plecach. Dzięki Anrom Uśmiech Dlaczego Was wtedy jeszcze nie znałem...? Oczko
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Odpowiedz
#12
Romek, przywołałeœ niesamowite wspomnienia... Uśmiech Nie wiem czy Numitor nam wybaczy takie dygresje w tym wštku, ale nie potrafię się powstrzymać aby nie powiedzieć choć kilku słów Oczko.

Dla mnie zaczęło się latem 1998r. Byłem wtedy na praktykach studenckich w Anglii, co sprowadzało się w moim przypadku do rozwożenia truskawek do centrów dystrybucji w całej południowej Anglii. JeŸdziłem po południowych hrabstwach małš ciężarówkš i zawsze tak ustawiałem sobie trasę, aby jak najwięcej przy okazji zobaczyć. Podczas jednego z takich codziennych wyjazdów usłyszałem zupełnie przypadkiem (właœciwie to nie przypadkiem bo przypadków nie ma Oczko) jak prowadzšcy program informuje słuchaczy o atrakcjach nadchodzšcego weekendu. Nie wyłapałem zbyt wiele, ale wystarczajšco, aby puls mi podskoczył a wyobraŸnia zaczęła działać 'overtime' Uśmiech. "...coming weekend...Notting Hillbillies...Knopfler....London..." - to była mniej więcej całoœć wypowiedzi jaka do mnie dotarła ale wiedziałem już, co będę robić w nadchodzšcy weekend. W najbliższš sobotę wybrałem się do Londynu autobusem (3 godziny jazdy) zupełnie w ciemno. Pierwszš rzeczš jakš zrobiłem było sprawdzenie w gazecie czy to faktycznie jest prawda. Była!!! Uśmiech. Obok magicznej nazwy "The Notting Hillbillies" widniała równie magiczna nazwa "Ronnie Scott's". I tyle. Nie wiedziałem gdzie to jest ani co to jest, ani gdzie tego szukać. Może to wydać się Wam œmieszne, ale znaleŸć się nagle w centrum ogromnej metropolii z jednš nazwš jako odnoœnik, majšc do dyspozycji kilka godzin zaledwie na znalezienie tego miejsca... to było dla mnie duże wyzwanie, ale jakże inspirujšce! Ja wiedziałem, że MUSZĘ się tam znaleŸć tego wieczora. Rozpoczęły się poszukiwania. Przechodnie na ulicy tylko wzruszali ramionami gdy pytałem o Ronnie Scott's. W końcu ktoœ mi powiedział, że to klub jazzowy na West Endzie. To znacznie zawęziło poszukiwania, ale i tak wydawało się mało możliwe, że trafię tam przypadkiem. Dalsze poszukiwania zaczšłem od pubów... I to był strzał w dziesištkę. Już w pierwszym do którego wszedłem powiedziano mi, że Ronnie Scott's to całkiem niedaleko, kilka przecznic dalej, na ulicy Firth Street odchodzšcej od słynnej Shaftesbury Avenue. Możecie wyobrazić sobie mojš radoœć jak odnalazłem ten budynek wtopiony w rzšd kamienic. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po drugiej stronie tejże ulicy ujrzałem kawiarnię Angellucci's... Wiedziałem, że jestem we właœciwym miejscu Uśmiech.
Dziarsko wmaszerowałem do klubu Ronniego proszšc z rozbrajajšcym usmiechem o bilecik na wieczorny koncert, na co czarnoskóry portier parsknšł serdecznym œmiechem mówišc mi, że bileciki rozeszły się 10 miesięcy temu w cišgu dwóch dni. Nie powiem, żeby dodał mi w ten sposób animuszu... Portier widzšc mojš zdezorientowanš (i jakże zawiedzionš) minę oznajmił, że mogę przyjœć przed koncertem i wtedy będš sprzedawać jeszcze bilety na tzw miejsca stojšce. Wiedziałem, że to ostatnia szansa. Miałem kilka godzin, więc poszedłem na spacer po Wild West End a na godzinę przed koncertem udałem sie z powrotem na Firth Street i ...zobaczyłem najdłuższš kolejkę w swoim życiu... W swojej ignorancji nie wzišłem niestety pod uwagę, że nie byłem jedynym w takiej sytuacji bez biletowej. Nic to, ustawiłem się w ten przerażajšco długi ogon i czekałem. Udało się. Będšc już w œrodku, nie mogłęm uwierzyć, że w tak małej, intymnej sali, za chwilę zagra lider jednej z największych grup œwiata. To było jak sen. Stałem w odległoœci kilku metrów od instrumentów ustawionych na scenie a ludzie, którzy stali ze mnš w kolejce rozlokowali się w każdym możliwym zakamarku tego przybytku. Klub jest bardzo elegancki. Zaraz przy scenie (malutkiej) stoi kilkanaœcie stolików a wokół nich znajduje się niska balustrada, którš okupowała większoœć właœcicieli biletów 'stojšcych'. Półmrok wyworzony przez nastrojowe lampy, na œcianach zdjęcia artystów i co wybitniejszych goœci klubu, z boku sceny bar z piwem lejšcym się strumieniami. Przyznam że żal było się ruszyc z mojego miejsca przy balustradzie aby nabyc piwo. Bałem się, że ktos zajmie mi startegicznš pozycję w widokiem na Maestro Oczko, póŸniej okazało się, że barmani chodzš po całej sali zbierajšc zamówienia na zimne kufle, z czego skorzystałem. Koncert rozpoczšł się od występu Dave'a O'Higginsa, podobnie jak rok póŸniej, kiedy byłem tam z Romkiem. Ja również traktowałem ten występ jako zło konieczne, aby za chwilkę usłyszeć właœnie TO... Wiele razy tego wieczora wydawało mi się, że to sen. Mark Knopfler siedział kilka metrów ode mnie, popijał piwko i grał ze swoimi kumplami -specjalnie dla mnie, wtedy nie miałem co do tego wštpliwoœci... Wœród wielu tytułów zupełnie mi nieznanych, TNH grali wtedy wiele starych standardów Presley'a, Roberta Johnsona, Chucka Berry'ego (jak słynna Nadine) pojawiały się zupełnie absolutnie magiczne brzmienia jak: Water Of Love, Why Worry czy Setting Me Up... Your Own Sweet Way, Railroad Worksong czy Are We In Trouble Now... W końcu też Wild Theme i kończšcy wieczór The Next Time I'm In Town... Byli znakomici goœcie... Chris White, ozdabiajšcy swym saksofonem co niektóre numery, podobnie Chris Barber na puzonie, czy Bobby Valentino na skrzypcach. Po wszystkim, nie chciało mi się wychodzić... Była 2 w nocy, Dave O'Higgins wyszedł ponownie na scenę by jazzować jeszcze godzinkę a ja nie majšc nic lepszego do roboty postanowiłem zostać tam tak długo jak się da, gdyż mój autobus powrotny był dopiero rano. W końc klub zaczšł pustoszeć więc i ja postanowiłem wyjœć i łyknšć œwieżego powietrza. Na zewnštrz było juz pustawo, 3 nad ranem, londyńska ciepła noc, przed wejœciem do klubu stoi czarny Jaguar a obok niego kierowca wyraŸnie czekajšc na kogoœ... Stanšłem jak wryty i zapytałem czy czeka na tego Kogoœ o kim myœlę Oczko. Pan kierowca usmiechšł się i powiedział: "Nie wiem o kim pan myœli, ale tak.. czekam na Niego, zaraz wyjdzie". Tego było już troche za wiele jak na dzień bogaty we wrażenia... stanšłem więc obok pana kierowcy i czekaliœmy... Po 5 minutach jak gdyby nigdy nic z klubu wyszedł Mark Knopfler, przywitał się a nami (!!!Oczko, pan kierowca otworzył mu tylne drzwi, ja byłem tak totalnie zaskoczony, że nie zdołałem zrobić absolutnie nic... Wybełkotałem tylko cos w rodzaju "Thank You, Mark"... patrzšc cały cas na mojš dłoń, która jeszcze przed chwilš czuła uœcisk Mistrza, a Maestro pokiwał mi już z samochodu po czym oddalił się w londyńskš noc...
Cóż, oczywiœcie nikt nie chciał mi uwierzyć po powrocie na farmę (na której pracowałem) że byłem na kameralnym koncercie Marka Knopflera, mało tego, że tuz po nim œciskałem jego dłoń... A ja wiedziałem, że w przyszłym roku będę czujny i na pewno jeszcze przyjadę do klubu Ronniego Scott'a. I tak się stało! Romek (Anrom) opowiedział już jak to wyglšdało następnego lata... Było wspaniale a dodam jeszcze tylko, że biletów przy stolikach nie udało nam się zdobyc i podobnie jak ja rok wczeœniej - mielismy miejsca stojšce. Nie przeszkodziło to jednak w znakomitym odbiorze jednych z najlepszych koncertów, jakie dane nam było oglšdać. Ponownie na scenie było wielu goœci: Chris White, Chris Barber, Bobby Valentino. Wœród goœci na widowni pojawił się John Illsley a na bębnach oczywiœcie grał Ed Bicknell, który pozyczał od Anroma flamaster do autografów Oczko. Bedšc tak daleko i wiedzšc, że te koncerty odbywajš się przez cał tydzień, zdecydowalismy się pójœc na dwa pod rzšd. Jeden z nich został profesjonalnie nagrany przez Romka, drugi już przeżywaliœmy bez sprzętów audiowizualnych.
Z takich zabawnych incydentów pamiętam, że po koncercie poszedłem do ubikacji, i chcšc wyjœć z kabiny zostałem przyblokowany. Jak już mnie wypuszczono okazało się, że Mistrzowi zachciało się siusiu i wszelki ruch w toalecie został wstrzymany przez ochronę Szczęśliwy . No cóż... Mistrz też człowiek B)
Ale... atmosfera West Endu, małego kameralnego klubu, legendarna muzyka, to coœ co zostanie w nas do końca, jestem przekonany. Jeœli będziecie mieli kiedyœ okazję aby zobaczyc Maestro w tak niesamowicie intymnym otoczeniu (i nie myslę tu o ubikacji Oczko) to zdecydowanie nie opuœccie takiej okazji. Jest warta wszelkich wyrzeczeń. Dzięki Romek, że byłeœ tam wtedy ze mnš! Pozdrawiam
...Well He's a big star now but I've been a fan of his for years,
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...
Odpowiedz
#13
Kosmos! Po prostu kosmos! Dzięki Wam Oczko Kurka wodna przeprowadzam sie do Londynu Uśmiech
Something's going to happen
To make your whole life better
Your whole life better one day
Odpowiedz
#14
A wracajšc do wštku - jakoœ tak bardzo polubiłem Paula Franklina - za niesamowite nastrojowe solówki... Język
„ten sławny koncert DS z Bazylei” … „zdarlem te tasme do czarno-bialosci....”
Odpowiedz
#15
Szczęœciarze z Was. Lubię takie historie.
Odpowiedz
#16
Kooba i jego KOSMICZNE OPOWIESCI!!!
A long time ago came a man on a track...
Odpowiedz
#17
Tak bardzo zazroszczę Coobie i Anromowi. Cudowne przeżycie i cudnie opisane.
A co tam przeczytam jeszcze raz.

P.S. A swojš drogš kto z nas nie chcialby posiusiać tak pisuarek w pisuarek razem z Markiem. No!!!! Cooba był bisko....kto holender wymyslił te kabiny Oczko
We are the sultans of swing...
Odpowiedz
#18
Cytat:Originally posted by Andrzej@Feb 12 2007, 07:47 AM
P.S. A swojš drogš kto z nas nie chcialby posiusiać tak pisuarek w pisuarek razem z Markiem. No!!!! Cooba był bisko....kto holender wymyslił te kabiny Oczko
Andrzej, po Twoim komentarzu prawie spadłem z krzesła ze œmiechu! Duży uśmiech Szczęśliwy
Powiem Ci, że 'kabina w kabinę' to też było przeżycie Duży uśmiech
...Well He's a big star now but I've been a fan of his for years,
the way he sings and plays guitar still brings me to tears...
Odpowiedz
#19
Oj powróciły dzisiaj wspomnienia pamiętnego dla mnie wieczoru z 14 na 15 lipca 2006 w Pałacu Porażyńskim :

14 lipca 2006 Porażyn

Wtedy to Roman zaczšł snuć nocnš opowieœć o londyńskiej eskapadzie dwóch wielkich zapaleńców. Usłyszałem jeszcze kilka niesamowitych opowieœci o Romku, Koobie i Marku Knopflerze...

Wtedy - podczas nocnych rozmów przy muzyce Mistrza zrozumiałem jak wielkim pasjonatem można być i jak wiele można poœwięcić żeby spełnić swoje marzenia...

Cudowne chwile...

Niestety nie udało mi sie wtedy wybłagać od Romka nagrania koncertu z klubu Ronnie'go Scotta, które wykonał osobiœcie. Pilnie strzeże swoich skarbów...

Niesamowite wspomnienia Romku i Koobo - dziękuję - teraz mam dopełnienie opowieœci oczami Kooby.

[Obrazek: macsa.gif]
Odpowiedz
#20
Może to i lepiej że ochroniarze przyblokowali Koobę w kabinie. Dzięki temu los wynagrodził mu tš stratę i "zorganizował" uœciœnięcie dłoni przed samochodem Uśmiech
A wogóle to...jakoœ nie mogę sobie wyobrazić rozmowy z Markiem w, przepraszam za wyrażenie, toalecie
Szczęśliwy
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Lekcje z Markiem MARTINEZ 0 7,091 11.01.2012, 15:08
Ostatni post: MARTINEZ
  Kto ile dał dIRE sTRAITS i Markowi Knopflerowi tlgrphroad 56 67,163 04.08.2009, 23:00
Ostatni post: filipk91
  Spoufalanie się z Markiem Knopflerem numitor 8 14,917 07.03.2009, 19:48
Ostatni post: Bart
  Ciekawe Przedmioty Związane Z Dire Straits&Markiem Eowyn 17 24,832 02.06.2006, 16:17
Ostatni post: HOWARD
  kto słucha DS ? Igor23 0 20,511 Mniej niż 1 minutę temu
Ostatni post:
  Mój wywiad z Markiem Knopflerem Piotrec 0 62,464 Mniej niż 1 minutę temu
Ostatni post:

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości