16.12.2006, 10:04
Chciałem Wam napisać moi drodzy (w pewnym sensie) pożegnalnego posta, ale nie wiem jak się do tego zabrać...
W niedzielny wieczór wylatuję do Irlandii, jak zapewne się domylacie - do pracy. Porzuciłem swojš (mogłoby się wydawać, że wygodnš) posadę handlowca w branży budowlanej (pomijam fakt że mojej przewietnej firmie nie działo się od pewnego czasu najlepiej, ale to już zupełnie inna historia...), zrobiłem kurs barmański i podjšłem decyzję, która pewnie niedawno nawet nie przeszłaby mi przez głowę...
Targajš mnš skrajne uczucia. Z jednej strony skłamałbym jeli powiedziałbym, że się nie boję (co więcej: miałem kilka takich poranków że byłem wręcz przerażony). Z drugiej natomiast nie ukrywam, że czuję ten niesmawity dreszczyk ekscytacji wyprawy w całkiem innš rzeczywistoć. Kojarzy mi się to trochę z "W drodze" Kerouaca: rzucenie wszystkiego i podróż w nieznane. Czuję, że tego potrzebuję: ekstremalnego wyzwania oraz sytuacji w których będę zdany tylko na siebie, w których będę panem własnego losu i pełnej wiadomoci że mój następny dzień zależy od mojego działania. Jestem głęboko przekonany, że to dowiadczenie zmieni mnie wewnętrznie, porzucę ten wewnętrzny marazm i zacznę się rozwijać. Poza tym nie na pewno będzie to ciekawa inspiracja do skończenia mojej powieci nad którš się biedzę od dobrych kilku lat. Cieszę się, że staram się dostrzegać pozytywne strony mojej decyzji i że biorš one górę nad tymi negatywnymi: strachem i niepewnociš. Powiem Wam szczerze, że jestem wewnętrznie dumny ze swojego podejcia, bo od wczesnych lat dziecięcych byłem wychowywany w duchu "skrajnego pesymizmu nazywanego realizem" usktutecznianym przez mojego ojczulka. Pomimo tego, iż wierzę że mój kochany staruszek miał szczere zamiary i chciał zapewne przygotować mnie na najgorsze, ale uwierzcie mi, że przez takie podejcie przez lata bałem sie brać los we własne ręcę. Na szczęcie zmienia się to od kilku lat, czyli od dni w którym wyprowadziłem się z domu i zaczšłem życie z Monikš (to już też inna histora... nie będe Was zanudzał romantycznymi frazesami o odnalezeniu się nawzajem i tego typu rzeczach... ).
Cieszę się również z tego że mój wyjazd jest zdetermonowany nie tylko przez cele czysto zarobkowe ale w równie dużej mierze przez chęcia przeżycia przygody, przeżycia wenwętrznego katharsis (mniej więcej takiego kalibru jak podczas pierwszego przesłuchania "Close To The Edge" przed wielu, wielu laty ). A co najważniejsze: pewnego dnia nie obudzę się jako zgorzkniały piernik w rednim wieku i nie będę marudził i pluł sobie w brodę: "Kurcze, kiedy można było wyjechać i poszukac innego życia a ja nawet nie spróbowałem..."
Może zamiejecie się z moich planów, ale chciałbym aby cała ta (planuję że roczna) wyprawa będzie takim trochę cygańskim życiem. Tylko ja i moja Monika, cały czas na walizkach, nieprzywišzani do konkretnego miejsca. Podšżajšc za pracš chcielibymy zwiedzić Irlandię, Szkocję i nawet Islandię.
Żegam się gdyż nie wiem gdzie na dobrš sprawę wylšduję i jak będzie z dostępem do netu. Na pewno jak już się gdzie zadomowię to na pewno się odezwę i będę zdawał Wam relację na bieżšco z mojej podróży.
ciskam Was wszystkich mocno i trzymajcie za nas kciuki.
Patique
W niedzielny wieczór wylatuję do Irlandii, jak zapewne się domylacie - do pracy. Porzuciłem swojš (mogłoby się wydawać, że wygodnš) posadę handlowca w branży budowlanej (pomijam fakt że mojej przewietnej firmie nie działo się od pewnego czasu najlepiej, ale to już zupełnie inna historia...), zrobiłem kurs barmański i podjšłem decyzję, która pewnie niedawno nawet nie przeszłaby mi przez głowę...
Targajš mnš skrajne uczucia. Z jednej strony skłamałbym jeli powiedziałbym, że się nie boję (co więcej: miałem kilka takich poranków że byłem wręcz przerażony). Z drugiej natomiast nie ukrywam, że czuję ten niesmawity dreszczyk ekscytacji wyprawy w całkiem innš rzeczywistoć. Kojarzy mi się to trochę z "W drodze" Kerouaca: rzucenie wszystkiego i podróż w nieznane. Czuję, że tego potrzebuję: ekstremalnego wyzwania oraz sytuacji w których będę zdany tylko na siebie, w których będę panem własnego losu i pełnej wiadomoci że mój następny dzień zależy od mojego działania. Jestem głęboko przekonany, że to dowiadczenie zmieni mnie wewnętrznie, porzucę ten wewnętrzny marazm i zacznę się rozwijać. Poza tym nie na pewno będzie to ciekawa inspiracja do skończenia mojej powieci nad którš się biedzę od dobrych kilku lat. Cieszę się, że staram się dostrzegać pozytywne strony mojej decyzji i że biorš one górę nad tymi negatywnymi: strachem i niepewnociš. Powiem Wam szczerze, że jestem wewnętrznie dumny ze swojego podejcia, bo od wczesnych lat dziecięcych byłem wychowywany w duchu "skrajnego pesymizmu nazywanego realizem" usktutecznianym przez mojego ojczulka. Pomimo tego, iż wierzę że mój kochany staruszek miał szczere zamiary i chciał zapewne przygotować mnie na najgorsze, ale uwierzcie mi, że przez takie podejcie przez lata bałem sie brać los we własne ręcę. Na szczęcie zmienia się to od kilku lat, czyli od dni w którym wyprowadziłem się z domu i zaczšłem życie z Monikš (to już też inna histora... nie będe Was zanudzał romantycznymi frazesami o odnalezeniu się nawzajem i tego typu rzeczach... ).
Cieszę się również z tego że mój wyjazd jest zdetermonowany nie tylko przez cele czysto zarobkowe ale w równie dużej mierze przez chęcia przeżycia przygody, przeżycia wenwętrznego katharsis (mniej więcej takiego kalibru jak podczas pierwszego przesłuchania "Close To The Edge" przed wielu, wielu laty ). A co najważniejsze: pewnego dnia nie obudzę się jako zgorzkniały piernik w rednim wieku i nie będę marudził i pluł sobie w brodę: "Kurcze, kiedy można było wyjechać i poszukac innego życia a ja nawet nie spróbowałem..."
Może zamiejecie się z moich planów, ale chciałbym aby cała ta (planuję że roczna) wyprawa będzie takim trochę cygańskim życiem. Tylko ja i moja Monika, cały czas na walizkach, nieprzywišzani do konkretnego miejsca. Podšżajšc za pracš chcielibymy zwiedzić Irlandię, Szkocję i nawet Islandię.
Żegam się gdyż nie wiem gdzie na dobrš sprawę wylšduję i jak będzie z dostępem do netu. Na pewno jak już się gdzie zadomowię to na pewno się odezwę i będę zdawał Wam relację na bieżšco z mojej podróży.
ciskam Was wszystkich mocno i trzymajcie za nas kciuki.
Patique