08.05.2005, 11:21
Korespondencja własna
Sobota była najwspanialszym dniem w moim życiu.... Wstałem o czwartej rano, szybkie umycie się, sniadanie herbatka i czas w droge na Intercity !!!!
Strasznie mało osób jechało w sobote do stolicy, ba więcej to chyba w tym dniu jechało przewozami regionalnymi. Jak jechałem była piękna słoneczna pogoda i nawet zrobiłem z pociągu zdjęcie zamku w Malborku. Punktualnie o 10:40 byłem na dworcu centralnym, niestety w Warszawie nie była już taka ładna jak na pomorzu ZRobiłem kilka zdjęć koło Pałacu Kultury, spotkałem bardzo znaną osobe- Marte Mostowiak. Poszedłem później na Grób Nieznanego Żołnierza gdzie odbywała się próba generalna uroczystości zakonczenia II WŚ, jeszcze zdjęcia pod kolumną Zygmunta, Syrenką i czas na obiad. Wziąłem jakis szybki zestaw, w tym czasie rozpogodziło się w Warszawie. Odwiedziłem 2 piętrowy Empik ( )i poszedłem pod Torwar.
Na Torwarze jak na razie był spokój na tyłach obiektu było duzo TIR-ów i autobusów na angielskich numerach rejestracyjnych. Na przeciwko Torwaru, na stadionie legii szykował się mecz wiec co jakiś czas słychać było okrzyki "CWKS' i "Kolejorz" ja osobiście byłem za Lechem Poznań. Dowiedziałem się od ochrony że ludzie zaczna byc wpuszczani o 18 na koncert więc ustawiłem się o 17 jako pierwszy pod drzwiami. Dokładnie o 18 zaczeło się wpuszczanie kontrola, sprawdzanie rzeczy (tylko nie można było wnosić plstikowych butelek. I kolejne pietnastominutowe czekanie na to jak zaczną wpuszczać na płyte ponieważ Mark z resztą bandu robili ostateczne próby. Wpuścili nas od razu podbiegłem pod barierki no i czekalismy na 19:30
Punktualnie zaczał się koncert wczesniej widziałem Guya Fletchera jak rozmawiał z technicznymi. Na początek ark zaserwował nam Why Aye Man
, cóz to byla za piosenka cały Torwar (wszystkie miejsca zapełnione) śpiewał refren, potem niesmiertelne Walk Of Life Mark przywitał się z polskimi fanami i poszło ! Wszyscy tayczli, skakali śpiewali Torwar oszalał !!! Później dwie piosenki z albumu Sailing To Philadelphia(What It Is i tytułowy), hala pieknie je odspiewała. Romeo i Juliet (Mark ze swoim niesmiertelnym klasykiem który był na okładce BiA) pod koniec wymienia ja na czerwonego Stratocastera i wiadomo było już jaki to ma być utwór. Danny nabija rytm i już lecą "Sułtani" barierki prawie zaczynają latać... obłęd. Później 4 piosenki wolne, cały zespół skupiony nad grą. Kolejny hit Speedway At Nazareth z wysmienotymi końcowymi solówkmi i grą na klawiszach brawo Guy i Matt brawa. Czas na wielki Telegraph Road wspaniała linia basu i perkusji oraz drugiej gitary, i to koniec wszyscy sie żegnają "good bye" i znikaja ze sceny aby zaraz na nią wrócić aby zagrać klasyki Brothers in Arms i Money For Nothing (szkoda że BiA był zagrany bez poczatku z odgłosami wojny) i kolejne pożegnanie, Torwar krzyczy Mark, Mark, Mark długo nie musimy prosić So Far Away i Our Shangri-La
i naprawde już koniec, wszyscy są zadowolenie. Jedyym minusem tego koncertu jest to ze nie było tradycji- Going Home....
Koncert był wspaniały, żaden zespół nie pobije Marka na żywo. Reszta bandu też wspaniale zagrała.
Wracam na central na swój pociąg do domu, czasem słychać okrzyki "Kolejarz", ruch jak w wakacje....
Ech żeby Mark wrócił ze swoją muzyka ponownie nad Wisłe
Mark We love You
(zdjęcia beda później bo musze je wrzucić na serwer)
Sobota była najwspanialszym dniem w moim życiu.... Wstałem o czwartej rano, szybkie umycie się, sniadanie herbatka i czas w droge na Intercity !!!!
Strasznie mało osób jechało w sobote do stolicy, ba więcej to chyba w tym dniu jechało przewozami regionalnymi. Jak jechałem była piękna słoneczna pogoda i nawet zrobiłem z pociągu zdjęcie zamku w Malborku. Punktualnie o 10:40 byłem na dworcu centralnym, niestety w Warszawie nie była już taka ładna jak na pomorzu ZRobiłem kilka zdjęć koło Pałacu Kultury, spotkałem bardzo znaną osobe- Marte Mostowiak. Poszedłem później na Grób Nieznanego Żołnierza gdzie odbywała się próba generalna uroczystości zakonczenia II WŚ, jeszcze zdjęcia pod kolumną Zygmunta, Syrenką i czas na obiad. Wziąłem jakis szybki zestaw, w tym czasie rozpogodziło się w Warszawie. Odwiedziłem 2 piętrowy Empik ( )i poszedłem pod Torwar.
Na Torwarze jak na razie był spokój na tyłach obiektu było duzo TIR-ów i autobusów na angielskich numerach rejestracyjnych. Na przeciwko Torwaru, na stadionie legii szykował się mecz wiec co jakiś czas słychać było okrzyki "CWKS' i "Kolejorz" ja osobiście byłem za Lechem Poznań. Dowiedziałem się od ochrony że ludzie zaczna byc wpuszczani o 18 na koncert więc ustawiłem się o 17 jako pierwszy pod drzwiami. Dokładnie o 18 zaczeło się wpuszczanie kontrola, sprawdzanie rzeczy (tylko nie można było wnosić plstikowych butelek. I kolejne pietnastominutowe czekanie na to jak zaczną wpuszczać na płyte ponieważ Mark z resztą bandu robili ostateczne próby. Wpuścili nas od razu podbiegłem pod barierki no i czekalismy na 19:30
Punktualnie zaczał się koncert wczesniej widziałem Guya Fletchera jak rozmawiał z technicznymi. Na początek ark zaserwował nam Why Aye Man
, cóz to byla za piosenka cały Torwar (wszystkie miejsca zapełnione) śpiewał refren, potem niesmiertelne Walk Of Life Mark przywitał się z polskimi fanami i poszło ! Wszyscy tayczli, skakali śpiewali Torwar oszalał !!! Później dwie piosenki z albumu Sailing To Philadelphia(What It Is i tytułowy), hala pieknie je odspiewała. Romeo i Juliet (Mark ze swoim niesmiertelnym klasykiem który był na okładce BiA) pod koniec wymienia ja na czerwonego Stratocastera i wiadomo było już jaki to ma być utwór. Danny nabija rytm i już lecą "Sułtani" barierki prawie zaczynają latać... obłęd. Później 4 piosenki wolne, cały zespół skupiony nad grą. Kolejny hit Speedway At Nazareth z wysmienotymi końcowymi solówkmi i grą na klawiszach brawo Guy i Matt brawa. Czas na wielki Telegraph Road wspaniała linia basu i perkusji oraz drugiej gitary, i to koniec wszyscy sie żegnają "good bye" i znikaja ze sceny aby zaraz na nią wrócić aby zagrać klasyki Brothers in Arms i Money For Nothing (szkoda że BiA był zagrany bez poczatku z odgłosami wojny) i kolejne pożegnanie, Torwar krzyczy Mark, Mark, Mark długo nie musimy prosić So Far Away i Our Shangri-La
i naprawde już koniec, wszyscy są zadowolenie. Jedyym minusem tego koncertu jest to ze nie było tradycji- Going Home....
Koncert był wspaniały, żaden zespół nie pobije Marka na żywo. Reszta bandu też wspaniale zagrała.
Wracam na central na swój pociąg do domu, czasem słychać okrzyki "Kolejarz", ruch jak w wakacje....
Ech żeby Mark wrócił ze swoją muzyka ponownie nad Wisłe
Mark We love You
(zdjęcia beda później bo musze je wrzucić na serwer)