15.05.2011, 22:47 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.05.2011, 23:19 przez Andrzej.)
Nawigacja wybiła do O2World w Berlinie 80 km. Całą podróż zachodziłem w głowę, czym kierowała się Królowa Elżbieta II wręczając Medal Monarchii Brytyjskiej właśnie Sade ….czy za doznania muzyczne jakim ta artystka obdażyła jej poddanych , czy być może w podzięce za wypełnienie skarbca królowej z dochodów podatkowych Sade. A może jedno i drugie. Nic to , to już problemy Królów, mi człowiekowi z plepsu pozostało jedynie z tych dóbr doznań artystycznych po prostu skorzystać.
Tak sobie ostatnio ubzdurałem , że Sade i Mark mają jedną współną cechę , a mianowicie , że w tak popularnych programach, jak X-faktor, Mam Talent, Must be the musik, Szansa na sukces nikt jeszcze nie odważył się wykonać ich utworów i to na całym świecie. O prym zdobycia kariery ubiegają się przecież młodzi ludzie na wszystkich kontynentach. Nieobliczalna jest wprawdzie pani Małgorzata Stankiewicz, znienawidzona przez Kubę Wojewódzkiego w X-faktorze , ale nie należy zapominać ileż ten chłopiec(Kuba) wyrządził krzywd naszemu narodowi dopuszczając do listy narodowych pieśniarzy takie mega gwiazdy jak Ala Janosz, Brodka czy Ewelinka Flinta.
Pierwszym koncertowym zaskoczeniem byli muzycy Sade. Byłem święcie przekonany , że instrumentarium wypełnią muzycy wyłącznie czarnej maści, a tu o dziwo na gitarach ( w tym bass) -biali, na klawiszach -biali, na saxie- biały, za to instrumenty perkusyjne i chórek należały już jako domena dla muzyków o czarnym kolorze skóry. W sumie 10 multiinstrumentalistów – czarodziei.
Publiczność międzynarodowa, wiele wspaniałych i pięknych kobiet. Jakże byłem dumny , że te najpiękniejsze mówiły w naszym narodowym języku. W ogóle mnóstwo ludzi z Polski i mnóstwo polskich numerów rejestracyjnych na parkingu. Jakże się cieszyłem , że w końcu doczekałem się , że nasi nie przyjechali tu za robotą , i ciągle wierze , że to ja będę ten pierwszy , który oznajmi Angeli Merkel , że w d…. mamy jej rynki pracy.
W końcu weszła i ona ……..c.d.n.
Andrzej napisał(a):Tak sobie ostatnio ubzdurałem , że Sade i Mark mają jedną współną cechę , a mianowicie , że w tak popularnych programach, jak X-faktor, Mam Talent, Must be the musik, Szansa na sukces nikt jeszcze nie odważył się wykonać ich utworów i to na całym świecie.
Tak. Szkoda , że nie dopisałem (choć miałem taki zamiar), ze jeśli już tacy na świecie się znajdą, i odważą się na ten krok, niestety znajdą się na liście kosmitów, co potwierdza przedstawiony wyżej przykład.
17.05.2011, 22:24 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.05.2011, 10:05 przez Andrzej.)
W końcu weszła i ona ……..
Figury Sade mogła by pozazdrościć nie jedna nastolatka, głosu Sade mogła by pozazdrościć nie jedna panująca gwiazdeczka, natomiast magii muzycznej możecie Wy mi pozazdrościć, bo naprawdę było czego. Dżwięk niezmiernie sterylny , wszystko dopieszczone do ostatniego detalu. Nikt się nie spieszył, ręce na gryfach w pozycji stojącej, nieruchomej, jeden palec w obiegu , w zlotach dwa. Jak oni to robią , że zasadniczo nikt się nie porusza po gryfach , a wychodzi z tego mistrzowska muzyka , która zawirowuje mózg. I ten rytm, niepowtarzalny na świecie, klimatyczny, odlotowy i charyzmatyczny. Sekcja rytmiczna, w składzie dwóch czarnych muzyków, w których płyneła czarna muzyczna krew. To są ludzie , którzy to czują i kochają. Padają pierwsze słowa z ust Sade – „Mein Berlin” – publiczność szaleje. Stopa perkusji powoduje uniesienie w górę mojego żołądka , a on jak balonik unosi mnie całego do pozycji stojącej i pozostałe 18 tys ludzi. Fruwamy, wśród dżwięków ,na które nie ma słów krytyki. Muzycy na specjalnych wysuwanych spod sceny platformach podkręcają jeszcze wrażenia wizualne , i ta magia wysublimowanych świateł wchłaniających nas w świat muzyki Sade. Kurde – czarowali i tak zostało już do końca koncertu. Charakterystyka koncertu bardzo różnorodna – było wszystko począwszy od klimatycznych numerów z samym pianem Fendera i saksofonem tenorowym, do pełnych rytmicznych brzmień całego muzycznego teamu i jej pełnej wirtuozerii. Kapitalne wstawki zasłon sceny z wyświetlanymi filmikami krótkometrażowymi oddającym klimat utworu(widać ten efekt na moich zdjęciach), ale wszystko z umiarem , wyważone , nie przesadzone , wręcz z odłamkami małego niedosytu. To ważny element koncertu , odsyłający nas do osobistych wrażeń, emocji i odbierania doznań muzycznych. Powalała na nogi skromność Sade. Ciągle odnosiło się wrażenie , że nam publiczności usługuje i podkreślała, że to my jesteśmy tu najważniejsi.
Wybaczcie , że nie podam Wam set listy – mój angielski , a właściwie jego brak eliminuje mnie z tego zadania. W necie też nie mogę tego znaleźć. Cały ten koncert był zahipnotyzowany. Na nogi dopiero postawił mnie powrót do domu, gdy przekroczyłem granicę i wjechałem do mojego szarego , brudnego miasteczka , gdzie całe szczęście zgaszone nocą światła przykryły niedociągnięcia lokalnej władzy samorządowej. Uffff - koniec z wielkim światem…”Teraz Polska”
Tylko mój podwórkowy kot o (w)dźwięcznym imieniu PUZON plątał mi się z radości między nogami wykazując zadowolenie z naszego powrotu do domu.
dzięki Andrzeju! naprawdę Ci zazdroszczę tego wieczoru i tych przeżyć!
po prostu fantastyczne! jak wszystko spod głosu Sade
dokładnie takich artystów uwielbiam! takich dla których życie i muzyka to jedno, a oglądając Sade na scenie odnoszę takie właśnie wrażenie.
ona się bawi muzyką, czasem na poważnie, czasem na wesoło, no i na sexy!
to już nie pierwsze w moim życiu głupstwo, żeby mimo wszystko nie pojechać na jej koncert... będę się musiała pocieszyć na festiwalu w Lugano ...