15.10.2010, 15:29
Dziwne połączenie? Moim zdaniem uzasadnione, przynajmniej w pewnym zakresie.
Od razu się przyznam, że Dżordżyka jako muzyka uwielbiam. Zarówno kicz lat '80-tych, jak i późniejszą twórczość. Jego opus magnum to dla mnie (i pewnie dla większości fanów) to płyta Older z roku 1996. Był to pewien przełom w twórczości faceta, który przez lata ukrywał swą orientację seksualną grając narzuconą sobie rolę bożyszcza dzierlatek i symbolu seksu - seksu hetero.
Tytuł płyty w zasadzie mówi wszystko. Mamy tu do czynienia z dojrzałym mężczyzną, który uwolnił się od wizerunku seksownego chłoptasia śpiewającego o pierdółkach, ale który też jest świadom, że do końca od pewnych rzeczy ciężko jest uciec:
Maybe the boy inside will forsake me
Maybe the child in me will just let me go
Piszę o nim w kontekście Marka, bo ostatnio robiąc sobie sesję Older (czyli słuchanie tej płyty w kółko dopóki nie braknie czasu) zwróciłem uwagę na pewne podobieństwa.
Np. można by ułożyć trylogię: Fade to black, Spinning the wheel, You and your friend, gdzie Spinning the wheel jest oczywiście kawałkiem George'a i traktuje o nocnym oczekiwaniu na partnera lub partnerkę (język angielski pozwala tu ukryć płeć):
Five o'clock in the morning
You ain't home
I can't help thinking that's strange
Dalej brzmi ta sama nuta, co u Marka: zaczynam wariować, wyobrażam sobie to i tamto, nie chcę tak dalej.
Drugie nawiązanie: dżordżowskie Move on oraz markowe Southbound again i Suicide towers. Mark na końcu swoich dość przygnębiających kawałków daje światełko nadziei:
Right now i'm sick of living
But i'm going to keep on trying
Sitting up here in Suicide Towers
Days and days, hours and hours
I'm getting out of here
I'm going out of the door, ain't going out of no window.
U George'a akcent jest przesunięty bardziej pozytywnie: najpierw mówi, że nie miał szczęścia, że życie poszło zupełnie nie w tę stronę, o której myślał. Ale potem jest refren:
I've got to get back on my feet
I feel like i've been sleeping
Sweet, sweet time
Has been a real good friend of mine
Move on
Hold it together, move on
Life's so short, move on
Only time will set you free
Just like me
To może dość powszechny temat w muzyce, ale jednak analogia jest
No i trzeci przykład. Markowa Imelda to ostra satyra na rozmaite gwiazdy i gwiazdeczki. G.M. poszedł tu nawet bardziej po bandzie w kawałku Star people:
Star people
Counting your money till your soul turns green
Star people
Counting the cost of your desire to be seen
A to tylko refren. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo polecam płytę Older. Wydaje mi się jednak, że aby ją w pełni docenić, należy być mężczyzną w wieku, jak to się określa, 30+; a także mieć doświadczenia typu "z niejednego pieca chleb jadłem" i "tym razem to ja byłem ten zły".
Od razu się przyznam, że Dżordżyka jako muzyka uwielbiam. Zarówno kicz lat '80-tych, jak i późniejszą twórczość. Jego opus magnum to dla mnie (i pewnie dla większości fanów) to płyta Older z roku 1996. Był to pewien przełom w twórczości faceta, który przez lata ukrywał swą orientację seksualną grając narzuconą sobie rolę bożyszcza dzierlatek i symbolu seksu - seksu hetero.
Tytuł płyty w zasadzie mówi wszystko. Mamy tu do czynienia z dojrzałym mężczyzną, który uwolnił się od wizerunku seksownego chłoptasia śpiewającego o pierdółkach, ale który też jest świadom, że do końca od pewnych rzeczy ciężko jest uciec:
Maybe the boy inside will forsake me
Maybe the child in me will just let me go
Piszę o nim w kontekście Marka, bo ostatnio robiąc sobie sesję Older (czyli słuchanie tej płyty w kółko dopóki nie braknie czasu) zwróciłem uwagę na pewne podobieństwa.
Np. można by ułożyć trylogię: Fade to black, Spinning the wheel, You and your friend, gdzie Spinning the wheel jest oczywiście kawałkiem George'a i traktuje o nocnym oczekiwaniu na partnera lub partnerkę (język angielski pozwala tu ukryć płeć):
Five o'clock in the morning
You ain't home
I can't help thinking that's strange
Dalej brzmi ta sama nuta, co u Marka: zaczynam wariować, wyobrażam sobie to i tamto, nie chcę tak dalej.
Drugie nawiązanie: dżordżowskie Move on oraz markowe Southbound again i Suicide towers. Mark na końcu swoich dość przygnębiających kawałków daje światełko nadziei:
Right now i'm sick of living
But i'm going to keep on trying
Sitting up here in Suicide Towers
Days and days, hours and hours
I'm getting out of here
I'm going out of the door, ain't going out of no window.
U George'a akcent jest przesunięty bardziej pozytywnie: najpierw mówi, że nie miał szczęścia, że życie poszło zupełnie nie w tę stronę, o której myślał. Ale potem jest refren:
I've got to get back on my feet
I feel like i've been sleeping
Sweet, sweet time
Has been a real good friend of mine
Move on
Hold it together, move on
Life's so short, move on
Only time will set you free
Just like me
To może dość powszechny temat w muzyce, ale jednak analogia jest
No i trzeci przykład. Markowa Imelda to ostra satyra na rozmaite gwiazdy i gwiazdeczki. G.M. poszedł tu nawet bardziej po bandzie w kawałku Star people:
Star people
Counting your money till your soul turns green
Star people
Counting the cost of your desire to be seen
A to tylko refren. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo polecam płytę Older. Wydaje mi się jednak, że aby ją w pełni docenić, należy być mężczyzną w wieku, jak to się określa, 30+; a także mieć doświadczenia typu "z niejednego pieca chleb jadłem" i "tym razem to ja byłem ten zły".