Traf chciał, że dopiero dziś w spokoju przesłuchałem płytkę. Jestem pod wrażeniem. Dużo wody upłynęło w Tamizie od czasu kiedy JI wydał "Glass" i "Never Told a Soul". "Streets of Heaven" to album artysty z bagażem doświadczeń, zmierzającego w konkretnym kierunku (o czym poniżej).
Co mnie urzekło? Na dzień dobry - cudownie straitsowski numer otwierający, "Toe the Line". Stuprocentowo knopflerowa gitara, a przecież to nie MK tu gra, tylko jego dawny kompan-basista. Notabene - podczas sesji nagraniowej John w ogóle nie tknął basu! Na tym instrumencie gra Steve Tierney.
"Tell Me" to jakby muzyczna odpowiedź Illsleya na "Border Reiver", z tym że zamiast celtyckich klimatów słychać tu "meksykańską" trąbkę Paula Sponga. Kawałek tytułowy nasuwa mi natomiast nieodparte skojarzenia z "Wonderful Tonight" Erica Claptona. I chyba muszę, chcąc nie chcąc, zgodzić się z
fakungio - to jeden z najsłabszych momentów na płycie. Dużo lepszy jest "Only Time Will Tell", choć tu z kolei MK gra bardzo oszczędnie. A propos Marka - "Young Girl" brzmi jak żywcem wyjęty z którejś z jego ostatnich płyt...
"Banks of the River" to kapitalna "road song", ma rytm klasycznej trucker country; świetnie się sprawdzi w drodze, najlepiej na autostradzie (czyli nie w Polsce).
Echa knopflerowych kompozycji znów słychać w "No Way to Say Goodbye". Zasadniczo, gdyby zamiast Johna zaśpiewał tu Mark, zastanawiałbym się czy to aby nie "bisajd" np. z "Get Lucky" Aczkolwiek refren, jak i sposób śpiewania JI kojarzy mi się również z dokonaniami Rogera Watersa z okresu "Amused to Death".
Intrygująco pulsuje bas w utworze "I Thought I Saw It Coming", ale zupełnie bez uzasadnienia. W rezultacie trochę psuje to klimacik, balladowej przecież, pieśni i nadaje jej niepokojącego charakteru. Niepotrzebnie, już sam tekst jest wystarczająco dołujący (traktuje o rozpadzie długiego związku damsko-męskiego, prawdopodobnie małżeństwa). Nostalgicznej nuty dodaje tu piszczałka - no, czyja? Mówi Wam coś nazwisko John McCusker?
Kolejny numer to mały, podręczny wehikuł czasu. W "Is It Real" znów słyszę trochę Dire Straits; może dlatego, że na saksofonie gra - kto? czyżby Chris White?
Ten utwór, jak sądzę, mógłby się spokojnie znaleźć na drugiej stronie singla "Solid Rock". (Tu konieczny wtręt: z 11 kompozycji na płycie 9 jest autorstwa JI, pod pozostałymi dwiema podpisał się niejaki David A. Kenning).
W "Big Top", piosence o cyrkowcach wędrujących od miasta do miasta, odnajduję klimat lat 70-tych, coś z Joni Mitchell, i znów markową gitarę. Ale ton nadaje tu flet Chrisa White'a.
Knopflerowe brzmienie gitary w "Foreign Land" zamyka płytę i, niczym drogowskaz, wyraźnie sugeruje, w którym kierunku zmierza dziś John Illsley. Nie widzę w tym bynajmniej ujmy dla tego artysty. Im więcej Marka u jego byłego basisty, tym bardziej raduje się moje serce. Zwłaszcza że skład zespołu towarzyszącego JI podczas nagrywania "Streets of Heaven" - mam na myśli obecność Guya Fletchera, Danny'ego Cummingsa, Chrisa White'a, Johna McCuskera i samego Knopflera, podsyca we mnie nadzieję na to, o czym marzy niejeden z nas - stałą lub przynajmniej częstą współpracę panów w studio i na scenie.