Wczoraj udalo mi sie jeszcze raz posluchac Marka na zywo.
Wczorajszy dzien nie zapowiadal sie dobrze, rano ok 5.00 obudzil mnie grzmot i bardzo mocny deszcz, caly poranek lalo jak z cebra. Po popoldniu jednak rozpogodzilo sie, choc chmury od czasu do czasu chcialy spasc na ziemie.W ciagu dnia skontaktowalem sie z Markiem (dziadkiem), Wybieraja sie do Würzburga zaraz po poludniu, gdyz Marek chce upolowac Marka. Ja wyjezdzam z domu dopiero po 16, po drodze zabieram jeszcze znajoma z Frankfurtu i jedziemy na koncert. Ok 16 dzwoni do mnie zona Marka i mowi ze juz od 16,30 zaczynaja wpuszczac, Hmm mysle juz w puszczaja a ja dopiero w drodze (ok 200 km). Napewno bede daleko od sceny. Wstepuje do Frankfurtu biore znajoma i jedziemy razem na koncert. Na autobahnie korek niesamowity, co nadgonie pare minut to musze pozniej stracic w korku , ktory jednak sie porzusza
Z planowanego przybycia na 18.30 wychodzi 19.15. teraz trzeba znalesc parking , dojsc do zamku... odnalesc ekipe polska (marek z zona i kilku jego znajomych). Miejsce na samochod znalazlem po kilku okrazeniach. Potem idziemy na Festung. Kontrola plecaka, bilety, i jestesmy w twierdzy, juz jest mase ludzi, ciagle nowi dochodza, atmosfera lekko piknikowa. Deszcz nie pada (fajna pogoda ok 20 stopni) Wczesniej popadalo. Dzwonie do Dziadka, odbiera Sonia zona dziadka czyli babcia
i mowi "patrz Marek podniesie do gory forumowa koszulke, dawajcie do nas, mamy miejsce dla was) kierujcie sie do nas jestesmy kilka metrow od sceny. Za chwile patrze koszulka czerowna w gorze ( chyba na parasolce Marek ja podnosil) Hmm jest problem, mase ludzi, jak sie mamy przedostac, Niemcy widzac nasze koszulki forumowe i widzac Markowa w gorze mowia tam tam... i powoli zyczliwie nas przepuszczaja, po malutkich przepychankach
jestesmy kolo Dziadka i Babci Soni i znajomych. Powitanie radosne. Czekamy na koncert, kilka metrow od sceny lekko z lewej strony. Ciekawe jaka bedzie akustyka, jak sobie poradzili akustycy na open air, Koncert jest na zboczu, lekko pochylonym, ztak ze ludzie ktorzy sa z tylu maja tez dobra widocznosc. W tle leca sobie przed koncertowe tworki, oglosznie by nie uzywac kamer , telefonow ( nie posluchalem) i prawie punkt 8.00 rozpoczyna sie koncert. Atmosfera bajeczna, swietna, pogoda super, a chlopaki Mark and Company w swietnych nastrojach, czyzby w hotelu dodano cos do sznycla
. Zaczyna sie Border, znowu dreszczyk emocji, pieknie slychac wszystko, drugi utwor iespodzianka Why pieknie i dlugo zagrany, robi sie rockowo ludzie podryguja , ja tez na ile moge i scisk pozwala, Wypada Prairie Wedding, wypada historia z krzeselkiem i to ze mark nie moze biegac, tanczyc na disco, chodzic tylko siedzic. Chlopaki caly czas graja z zebem i swietnymi humorami, znowu bawia sie muzyka ku uciesze swojej i publiki, Romeo Sultans, niespodzinka , nie ma ekranu ale my stoimy blisko i wiadac markowo gre, swietnie zagrane z zebem Sultans, pozniej prezentacja ekipy, piekny Bonaparte, cudnie zaimprowizowany Marbletown, miazdzacy Speedway (prawda macku?) Telegraph tym razem nie podbieglem pod scene jako pierwszy, inni byli szybsi i wczesniej ode mnie
Telegraph polaczenie satelitarne Jambojetem(Waldkiem) Bisy Brothers do Andrzeja, Towarzysto dookola tanczy na So far, i na koniec wisienka na torcie Piper... (polaczenie z Robsonem) Znowu ciary i poezja pozniej owacje owacje owacje, dlugo nie zapalaja swiatel jest nadzieja na jeszcze jeden utwor, ale nadzieja pozostaje tylko nadzieja, To byl znowu przepiekny koncert Marka, troche w innej scenerii niz dotad przeze mnie widziane, dlatego chyba tez bardzo zostanie w pamieci. Dzadek i cala ekipa polska zachwyceni, Sonia caly czas tanczyla na koncercie
. Rozdzielilismy sie z Dziadkiem z nadzieja, ze sie zobaczymy, ale czas i okolicznosci nie pozwlily na spokojne spotkanie i rozmowe o koncercie. Zaliczam sklepik z gadzetami, nabywam Robsonowi brozki a sobie Litograf z autografem Marka. Piekna rzecz ale troche kosztuje ale ... zreszta zobaczcie sami
Wracamy do domu, zostawiam znajoma (byla zachwycona markowym graniem) w domu, i sam juz sluchajac koncertu z Wroclawia wracam do domu.
Zdjec nie robilem ,chcialem rozkoszowac sie i cieszyc ostatnim Markowym koncertem w tym roku. Zdjecia robil Marek, ktory wszystkich forumowiczow pozdrawia